Korespondencja z Paryża
Z powodu ogromnego zainteresowania dwa razy w tygodniu wystawa w Centrum Pompidou otwarta jest do godziny 23. Wszystko wskazuje na to, że zostanie pobity rekord popularności wystawy Salvadora Dalego sprzed trzech lat, którą obejrzało ponad milion osób.
Publiczność z łatwością identyfikuje obrazy René Magritte’a. Są równie charakterystyczne i łatwo rozpoznawalne co dzieła jego hiszpańskiego kolegi Dalego. Pomimo różnic stylistycznych, obydwaj zaliczani są do surrealizmu, który propagował twórczość spontaniczną, odrzucającą wszelkie zasady. Ale obydwaj kreślą nierealne sytuacje posługując się rzetelnym, realistycznym warsztatem.
Trudno jest ustalić, kiedy w młodym Belgu narodziła się wola bycia artystą. Już jako dwunastolatek uczęszczał na prywatne lekcje malarstwa, ale dopiero silny wstrząs spowodowany śmiercią matki w tajemniczych i nigdy nie wyjaśnionych okolicznościach spowodował, że zaczął poświęcać cały czas na opisywanie i rysowanie absurdalnych historii. Był to zapewne sposób na ukojenie bólu spowodowanego widokiem wyłowionego z rzeki ciała matki.
Magritte do końca życia nie powie nic na temat rodzinnego dramatu. Rolę tę będą odgrywały jego obrazy, pogrążające widzów w atmosferze kojarzącej się z filmami Alfreda Hitchcocka. Puste, porzuconedomy na tle księżyca i błękitnego słonecznego nieba. Stopy zamieniające się w parę znoszonych butów. Autoportret z długim jak u Pinokia nosem wdychającym tytoń z zapalonej fajki. Wzorcowa pensjonariuszka w granatowej sukience z wykrochmalonym białym kołnierzykiem odgryzająca głowę trzymanemu w rękach ptakowi. Magritte jest mistrzem absurdu i narracji wyrażanych bez użycia słów.
Kiedy w jego obrazach pojawiają się słowa, to tylko po to, by drwić z tego, co ewidentnie jest widoczne. Tak jak w przypadku słynnego płótna „Zdrada obrazów”, na którym namalował fajkę na jasnokremowym tle ironicznie podpisując ją „To nie jest fajka”.