Po tym, gdy Komisja Europejska uznała certyfikaty kogeneracyjne, być może należałoby ponownie przeanalizować możliwość ich wprowadzenia do mechanizmów obowiązujących od 2019 r. Zasadne byłoby zastanowienie się nad systemem mieszanym, w którym np. przedsiębiorstwa większe uczestniczyłyby w aukcjach, a mniejsze dostawałyby certyfikaty. Na razie czekamy na polityczną zgodę na dedykowany system po 2018 r. Dwa miesiące temu cztery branżowe organizacje złożyły w resorcie pełną dokumentację z propozycjami nowego aukcyjnego modelu pomocy dla elektrociepłowni (istniejących i nowych). Jest on na tyle elastyczny, że uwzględnia np. zmiany cen na rynkach paliw. A jego celem jest tylko likwidowanie różnicy między kosztami wytworzenia a ceną możliwą do uzyskania ze sprzedaży prądu i ciepła. Wystarczy nam kilka miesięcy, by przedstawić szczegółowe zasady. Równolegle mogłyby się rozpocząć konsultacje z Brukselą. Jeśli zaczniemy działać teraz, to nowy system mógłby wejść na zakładkę w miejsce obecnego.
Na razie ministerstwo dało sygnał o możliwości łączenia wsparcia operacyjnego, np. certyfikatów z pomocą w ramach tzw. rynku mocy (dla źródeł stabilnych). Może to by wystarczyło?
Jak zobaczymy projekt, będzie można oszacować, w jakim stopniu elektrociepłownie skorzystają ze wsparcia rynkiem mocy i ile tych mocy mogłoby powstać. Ze strategicznego punktu widzenia rząd powinien równolegle rozwijać projekty rynku mocy i oddzielnego systemu wsparcia dla kogeneracji. Notyfikowanie przez Brukselę projektu rynku mocy może być długim i żmudnym procesem. Z pierwszych wytycznych Komisji wynika, że rynki mocy powinny mieć raczej charakter regionalny, a nie krajowy. Ponadto nie powinny promować projektów opartych na paliwach kopalnych, głównie węglu. Nawet jeśli optymistycznie założymy, że notyfikacja będzie na koniec 2017 r., to i tak pierwsze płatności z aukcji przedsiębiorcy dostaną w 2021–2022 r. A system certyfikatów kończy się w 2018 r. Znów grozi nam trzy-, czteroletnia luka inwestycyjna. Jestem jednak optymistą. Wierzę też, że ten optymistyczny scenariusz zostanie uznany za racjonalny. Bo nie tylko wybudujemy w kogeneracji kolejne 7–10 tys. MW, zabezpieczając system kraju, ale przy tym ograniczymy emisję CO2 o 30 proc. i unikniemy kosztów zewnętrznych na poziomie 90–120 mld zł w ciągu 20 lat pełnego rozwoju kogeneracji. Przedstawicieli Ministerstwa Rozwoju i Finansów już te argumenty przekonują. Sygnalizują, że wsparcie dla ciepła systemowego będzie wpisane do strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju (tzw. plan Morawieckiego – red,). To oznacza, że polityka energetyczna tworzona przez resort energii powinna być z tym kompatybilna. Sektor jest gotowy, by dać narzędzia.
Na ile w ramach oddzielnego systemu powinna być wyeksponowana kwestia dywersyfikacji miksu? Jakie paliwa ją umożliwią?
Dziś mówi się o preferencjach dla węgla. Z kolei przedsiębiorcy kierują się racjonalnymi przesłankami. Jeśli uzasadnione będzie budowanie dużych jednostek skojarzonych, to węgiel będzie się bronił. Jednak kilku–kilkunastomegawatowe źródła będą często wykorzystywać gaz. Będą bardziej ekonomiczne, ale też elastyczniejsze. W mniejszych miejscowościach mogą powstawać kilkumegawatowe bloki biomasowe, bo lokalny rynek dostarczy wystarczającą ilość wsadu do niego. Moim zdaniem jedynie gaz i w pewnym stopniu biomasa dadzą szansę dywersyfikację miksu paliwowego dla ciepłownictwa, które dziś bazuje w 75 proc. na węglu. Problemów ciepła systemowego nie rozwiążą ani biogaz, ani geotermia. Biogazownie będą powstawać tylko na obszarach niezurbanizowanych, gdzie jest odpowiednia produkcja zwierzęco-roślinna. Dlatego będą to przeważnie jednostki małe i bardzo małe – niedecydujące dla krajowego bilansu. Z kolei robienie odwiertu pod źródło geotermalne jest tylko wtedy ekonomicznie uzasadnione, gdy spełnione są dwa warunki. Pierwszym jest odpowiednio wysoka temperatura, skład chemiczny oraz wydajność wody, a drugim lokalizacja bliska obszaru zurbanizowanego. Bo ważne jest nie tylko tanie pozyskanie ciepła, ale też jego racjonalne przesłanie. W innym wypadku nie ma to sensu. Takich źródeł w Polsce może powstać bardzo ograniczona liczba. Dziś mamy ich pięć.