Rz: Wydaje się, że lotnisko w Krakowie to samograj. Nawet gdyby nic pan nie robił, to i tak liczba turystów przylatujących do tego miasta będzie rosła. Czego jednak potrzeba portowi w Balicach, by mógł się naprawdę rozwijać?
Radosław Włoszek: W Małopolsce i w samym Krakowie jest magia, która zawsze będzie przyciągała turystów, biznesmenów czy naukowców. Bo przecież Kraków nie jest tylko atrakcją turystyczną. Musimy więc robić wszystko, żeby rozwijać się cały czas i jak najbardziej profesjonalnie przyjmować naszych pasażerów.
Przeszliście gigantyczną „próbę ognia", jaką były Światowe Dni Młodzieży. Co wam dało to doświadczenie?
Rzeczywiście w wakacje obsłużyliśmy rekordową liczbę osób, tylko w sierpniu prawie pół miliona pasażerów, i z pewnością pokazaliśmy, że jesteśmy gotowi na wielkie wyzwania logistyczne, że można na nas polegać. Praktycznie bez większych zakłóceń obsłużyliśmy pielgrzymów, a także wszystkich innych, którzy korzystali z naszego portu. I że z godnością i powagą przyjęliśmy najważniejszego gościa, jakim był papież Franciszek. W tym bardzo pomogli pracownicy naszego portu, którzy wcześniej zdobyli doświadczenie podczas wizyt poprzednich papieży: Jana Pawła II i Benedykta XVI. Z logistycznego punktu widzenia było to jednak ogromne wyzwanie. Bo przecież lotnisko musiało działać normalnie.
Papież odleciał z Krakowa dreamlinerem LOT. Marzy się panu, by takie duże maszyny operowały z waszego lotniska?