Rz: ZUS oszacował, że w związku z ustawą obniżającą wiek emerytalny tylko w ostatnim kwartale br. na emeryturę przejdzie dodatkowo około 300 tys. osób. Gdyby te szacunki były trafne, to zamiast 230 tys. nowych emerytów mielibyśmy ich w tym roku 550 tys. To jest prawdopodobne?
Joanna Tyrowicz: Trudno oceniać, czy to jest dobry szacunek, jeśli się nie wie, jak został przygotowany. Jeśli ZUS wziął pod uwagę nie tylko to, ile osób osiągnie w IV kwartale br. nowy wiek emerytalny, ale również ile z nich będzie spełniało kryterium minimalnego stażu pracy uprawniającego do świadczenia emerytalnego, to jest to dobry początek. Tyle tylko że wiedza na temat tego, ile osób wystąpi o świadczenie emerytalne, to nie to samo co wiedza, ile z nich przestanie pracować. Bo przecież emeryturę – z wyjątkiem wcześniejszej – można bez ograniczeń łączyć z pracą zarobkową.
Tłumacząc, skąd wziął takie liczby, ZUS wyjaśnił, że statystycznie 83 proc. osób, które nabierają uprawnień emerytalnych, rezygnuje z pracy.
W ostatnich latach było bardzo dużo zmian w systemie emerytalnym, wiele osób w efekcie nie wie, jakie będzie miało uprawnienia i kiedy je nabędzie. Dawne prawidłowości mogą się zatem nie sprawdzać. Za przykład niech posłuży sytuacja z 2009 r., kiedy zasadniczo ograniczono możliwość odchodzenia na wcześniejsze emerytury. Gdy zbadaliśmy wpływ tej istotnej zmiany na aktywność zawodową, okazał się niewielki. Przez ostatnie dekady zmienił się także charakter pracy. W efekcie wielu pracowników przestało mieć motywację, by jak najszybciej opuścić rynek pracy.
Czyli można oczekiwać, że teraz duża część z tych 300 tys. osób, o których mówi ZUS, będzie nadal pracowała?