Co sprawia, że młodzi z całego świata zjechali do Krakowa, chociaż w naszych czasach wielkie zgromadzenia są celem terrorystów i tego obawiamy się wszyscy? Chęć spotkania z Ojcem Świętym, choć i tak nie zobaczą go inaczej niż na telebimie i od ich wyciągniętych dłoni oddzielać go będzie łańcuch ochrony? Manifestacja katolicyzmu, a może szerzej: chrześcijaństwa? Dzielna manifestacja w świecie, w którym jest coraz mniej wartości, a coraz więcej handlu i przemocy? Tu już jesteśmy bliżej, lecz manifestować można w każdą niedzielę, a tymczasem kościoły pustoszeją, także w prawowiernej Polsce. Więc może jeszcze inaczej: poszukiwanie wspólnoty?

Jakże to... Przecież żyjemy tłumnie, obijamy się o ciżbę kupujących w galeriach handlowych, prężymy piersi i wciągamy brzuchy na Facebooku, wysilamy intelekt na Twitterze. Ale wspólnotę od tłumu oddziela przepaść wartości. Na portalach społecznościowych chcemy tylko wypaść jak najlepiej, niby na pokazie mody. W galeriach handlowych wchodzimy zaledwie w relacje kupna-sprzedaży.

Wspólnota zaczyna się tam, gdzie ludzie gromadzą się w imię wartości. Obojętnie, czy jest to wspólnota Przystanku Woodstock, zgromadzenia religijnego czy nawet demonstracji pro- albo antyrządowej. Pod warunkiem że nie jest wspólnotą złości. A więc zgromadzenie religijne nie powinno być zanieczyszczone hasłami w rodzaju „Polska dla Polaków", na demonstrację KOD nie należy iść tylko po to, by przywalić „Kaczorowi", a na miesięcznicę smoleńską, by domagać się krwi Tuska.

Wspólnota ŚDM nie jest zorientowana politycznie, jest otwarta na dialog. We wspólnocie widzimy twarz innego człowieka, jesteśmy gotowi podać mu rękę, chociaż może inaczej niż my chwali Boga, na kogo innego głosuje, inną gra muzykę. Jakże bardzo potrzebujemy takich wspólnot i takiego w nich zakorzenienia. Plemię pod swoim totemem idące z maczugami przeciw innemu plemieniu nie jest wspólnotą, tylko kamractwem nienawiści.