Brygida Grysiak: Łączy nas więcej niż piłka

Światowe Dni Młodzieży to duże wyzwanie. Pod każdym względem. I duża szansa. Na bycie razem. Ponad podziałami – uważa dziennikarka TVN24.

Aktualizacja: 25.07.2016 06:49 Publikacja: 24.07.2016 18:35

Brygida Grysiak: Łączy nas więcej niż piłka

Foto: AFP, Bartosz Siedlik

To już nasza ostatnia szansa. Na opamiętanie się. I polsko-polskie pojednanie. Nie chodzi o to, żeby przestać się spierać. Spory są naturalne i ważne, bo twórcze. Rzecz w tym, żebyśmy przestali sobą – w tym spieraniu się – gardzić. Żebyśmy przestali się nienawidzić. Zamiast wymieniać argumenty, obrażamy i poniżamy siebie nawzajem. Nie tylko w sieci, nie tylko anonimowo. Ale podczas debat w parlamencie, w telewizyjnych studiach, na okładkach, przy rodzinnym stole bywa, że też. Nie pytam dziś, dlaczego tak się dzieje. Każdy ma swoją odpowiedź. Szanuję je, ale warto powiedzieć sobie jasno: tej pogardy i nienawiści NIC nie usprawiedliwia. NIC. Dla każdego z nas, kto deklaruje przywiązanie do Ewangelii, powinno być oczywiste, że pogarda jest grzechem. Nienawiść też. Jezus nie hejtował. Nawet wtedy, kiedy szedł na krzyż.

Właściwie nie ma dnia, żebym nie myślała o tym, co musiałoby się wydarzyć, żeby to się zmieniło. Śmierć Jana Pawła II była takim momentem, w którym byliśmy razem i trochę dla siebie lepsi. Na chwilę, to prawda. Ale tamtego kwietnia w wielu z nas coś zmieniło się na zawsze. Ja też się zmieniłam. To też się liczy. Bo każdy z nas się liczy. Zmienianie świata, Polski, zmienianie Kościoła zaczyna się od każdego z nas.

Smoleńsk mógł stać się zaczynem czegoś dobrego. Bo przecież z każdej, nawet największej tragedii, z każdego cierpienia można wyprowadzić dobro. Choćby po to, żeby ofiara nie poszła na marne. Znowu, tak uczy nas Ewangelia. Stał się symbolem pęknięcia w polskim narodzie. Pęknięcie się pogłębia. I boli. Zbyt wielu – z różnych stron – sypie do tej rany sól. To się musi skończyć. Przez pamięć o tych, którzy wtedy zginęli. Wśród nich byli i moi przyjaciele.

Co jeszcze musi się wydarzyć? Powtórka z Nicei? Tragiczny, niezawiniony, narodowy wstrząs, który po raz kolejny obnaży kruchość naszego życia? I bezsens sporów, które toczymy na co dzień? A może wojna, która zmusi do działania razem? Już nie w obronie racji, w obronie prawdy, pamięci, ale w obronie życia naszych dzieci. Dramatyzuję po to, żeby zilustrować błąd, który popełniamy. Błąd, który wydaje się niewybaczalny, ale – jak każdy inny – jest do wybaczenia. Tak uczy Ewangelia.

Światowe Dni Młodzieży to dla nas – Polaków – prezent nie do przecenienia. Do Polski przyjeżdża papież Franciszek. Przyjeżdża w Roku Miłosierdzia. Z przesłaniem zapewne najprostszym z prostych. Ciągle powtarza, żeby codziennie czytać Ewangelię. Bo w Ewangelii nie ma miejsca na „gwiazdki". Nie ma żadnych „ale" ani „chyba, że". Jezus – kiedy każe kochać „bliźniego swego jak siebie samego", nie robi zastrzeżenia, że tylko tego, z którym się zgadzam, albo tylko tego, który nigdy mnie nie zranił. Papież Franciszek uczy nas Miłosierdzia na nowo. Jan Paweł II też nas uczył. Ale nie odrobiliśmy lekcji. Arcybiskup Henryk Hoser mówił ostatnio, że jesteśmy już „utrudzeni wrzaskiem dwóch zwalczających się przeciwników". I miał rację. Wszyscy mamy już dosyć. „Nie dojdą do jedności, gdy nie spełnią pewnych warunków" – przekonywał. Tłumaczył, że jedność można budować tylko wtedy, kiedy w przeciwniku znajdziemy jakiekolwiek dobro. Bo jeśli go nie znajdziemy, to nie pozostanie nam nic innego, jak tylko go zniszczyć. Jezus mówił faryzeuszom, że każde królestwo, które jest wewnętrznie skłócone, upadnie. Hoser – przywołując te słowa, pytał: „Czy zatem mamy być czynnikami upadku naszego kraju, społeczeństwa, wspólnot? Czy też powinniśmy się od tego zdecydowanie odwrócić i wymusić na tych, którzy nas reprezentują w wymiarze politycznym i społecznym, by szukali zgody ponad wszystko, bo tylko zgoda buduje?". Odpowiedź jest oczywista.

Wierzę, że Światowe Dni Młodzieży mogą być dla nas impulsem do narodowego pojednania. Mogą nam pomóc odkryć i zrozumieć sens Miłosierdzia na co dzień – w domu, w pracy, w przestrzeni publicznej. Tym, którzy grzmią, że najpierw sprawiedliwość, a potem przebaczenie, warto przypomnieć cytat z „Dzienniczka" świętej Faustyny, patronki Światowych Dni Młodzieży: „Nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, otwieram wpierw na oścież drzwi miłosierdzia Mojego". Najpierw Miłosierdzie, potem sprawiedliwość. Stajemy się lepsi dlatego, że Bóg nas kocha i wybacza. A nie Bóg nas kocha i wybacza nam dlatego, że stajemy się lepsi. Miłosierdzie jest za darmo. Taka jest logika Boga. Każdy, kto bierze Boga na sztandary, a więc każdy z nas, którzy się na Niego publicznie powołujemy – musi tę logikę znać. I próbować naśladować. Nie może jej ignorować. Sama wiem, jakie to jest trudne. Ale nie ma innej drogi. Jeśli nie chcemy oszukiwać siebie i innych. Bo Boga oszukać się nie da. Miłosierdzie nie oznacza jednak naiwności ani pobłażliwości. Zło trzeba nazywać po imieniu. Potępiać grzech, ale nigdy człowieka.

Światowe Dni Młodzieży dla jednych będą wielkim świętem religijnym, dla innych – po prostu okazją do spotkania setek tysięcy ludzi z całego świata. Duże wyzwanie. Pod każdym względem. I duża szansa. Na bycie razem. Ponad podziałami. Łączy nas więcej niż piłka nożna. Choć piłka nożna łączy nas pięknie, co pokazały ostatnie mistrzostwa Europy.

To już nasza ostatnia szansa. Na opamiętanie się. I polsko-polskie pojednanie. Nie chodzi o to, żeby przestać się spierać. Spory są naturalne i ważne, bo twórcze. Rzecz w tym, żebyśmy przestali sobą – w tym spieraniu się – gardzić. Żebyśmy przestali się nienawidzić. Zamiast wymieniać argumenty, obrażamy i poniżamy siebie nawzajem. Nie tylko w sieci, nie tylko anonimowo. Ale podczas debat w parlamencie, w telewizyjnych studiach, na okładkach, przy rodzinnym stole bywa, że też. Nie pytam dziś, dlaczego tak się dzieje. Każdy ma swoją odpowiedź. Szanuję je, ale warto powiedzieć sobie jasno: tej pogardy i nienawiści NIC nie usprawiedliwia. NIC. Dla każdego z nas, kto deklaruje przywiązanie do Ewangelii, powinno być oczywiste, że pogarda jest grzechem. Nienawiść też. Jezus nie hejtował. Nawet wtedy, kiedy szedł na krzyż.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji