Theresa May liczy na Polskę

May zaprosiła Szydło, bo wierzy, że dzięki Polsce przełamie front krajów, które chcą ukarać Brytyjczyków za Brexit.

Aktualizacja: 28.11.2016 20:51 Publikacja: 28.11.2016 18:22

Beata Szydło i Theresa May złożyły kwiaty pod pomnikiem polskich lotników biorących udział w bitwie

Beata Szydło i Theresa May złożyły kwiaty pod pomnikiem polskich lotników biorących udział w bitwie o Anglię w Northolt.

Foto: AFP, Carl Court

Brytyjczycy mnożyli w poniedziałek dyplomatyczne gesty pod adresem naszego kraju. Po raz pierwszy zorganizowali międzyrządowe konsultacje z Polską. Od tej pory mają się odbywać regularnie, co na razie Wielka Brytania praktykowała tylko z Francją. Premier Theresa May przyjechała nawet na lotnisko powitać Beatę Szydło. Odwołano się też do wspólnej historii, choć selektywnie: obie szefowe rządów złożyły wieńce pod pomnikiem polskich lotników biorących udział w bitwie o Anglię, ale o pozostawieniu przez Wielką Brytanię Polski na pastwę Niemiec we wrześniu 1939 r. już nie wspomniano.

Obrona i los Polaków

Bliski rządzącym torysom „The Daily Telegraph", który w czasie kampanii przed czerwcowym referendum nawoływał do wyjścia z Unii i położenia tamy „fali imigrantów", teraz zapałał sympatią do naszego kraju. W komentarzu zatytułowanym „Jest nadzieja na deal w sprawie Brexitu – i leży ona w Europie Wschodniej" dziennik zwraca uwagę, że Polska może odegrać rolę pośrednika, który ułatwi negocjacje między Brukselą i Londynem.

Taką możliwość zasugerowała zresztą sama Szydło w artykule opublikowanym w dniu przyjazdu do Londynu w „Rzeczpospolitej" i „The Daily Telegraph". „Warszawa na pewno będzie jedną z tych stolic, które będą rzeczowym i konstruktywnym uczestnikiem negocjacji dotyczącym Brexitu" – napisała.

Polsce zależy na dobrych relacjach z Wielką Brytanią przede wszystkim ze względu na współpracę w sprawach zagranicznych i bezpieczeństwa. Do tej pory Londyn utrzymywał wyjątkowo twardą linię wobec Rosji i zaangażował się we wzmocnienie flanki wschodniej NATO. W poniedziałek Brytyjczycy dodatkowo zapowiedzieli wysłanie wiosną przyszłego roku 150 żołnierzy do Orzysza. Mają pomóc bronić „przesmyku suwalskiego", terenu, który Rosjanie mogą zająć, aby odciąć kraje bałtyckie od reszty NATO.

W Londynie mówi się nawet o tym, że rząd Jej Królewskiej Mości chce przehandlować wsparcie wojskowe sojuszników z NATO za pomoc w osiągnięciu dobrych warunków po Brexicie. Ale pytany o to przez BBC sekretarz obrony sir Michael Fallon zaprzeczał. – To byłoby nieco cyniczne. Wolę raczej mówić o tym, jak w przyszłości będziemy starali się pogłębić nasze stosunki z kluczowymi sojusznikami – powiedział.

Dla Polski dobre relacje z Brytyjczykami są ważne także, aby zagwarantować dotychczasowe prawa dla około 850 tys. Polaków żyjących dziś na Wyspach. Londyn twierdzi, że nie ma z tym problemu, o ile podobne prawa zostaną zagwarantowane 1,3 mln obywateli brytyjskich żyjących w krajach Unii. To zaś nie jest oczywiste: w Hiszpanii i Francji mieszka odpowiednio 330 tys. i 250 tys. przeważnie starszych Brytyjczyków, którzy korzystają za darmo ze znacznie lepszej od rodzimej opieki zdrowotnej. Czy Paryż i Madryt będą chciały utrzymać po Brexicie taki układ – nie jest pewne. – Jeśli chcecie, aby Polacy żyjący na Wyspach zachowali pełnię praw, przekonajcie Hiszpanów i Francuzów do ustępstw – słyszymy w Londynie.

Na razie w szczególności Francja chce „ukarać" Brytyjczyków za decyzję o wyjściu z Unii. W Paryżu obawiają się, że jeśli Brytyjczycy dobrze wyjdą na opuszczeniu Wspólnoty, może to zachęcić ruchy narodowo-populistyczne w innych krajach zjednoczonej Europy do pójścia tym śladem. Także francuski Front Narodowy.

Wszelkie decyzje w sprawie warunków wyjścia Brytyjczyków z Unii będą musiały zostać przyjęte kwalifikowaną większością głosów w Radzie UE. A to oznacza, że Londyn powinien sobie znaleźć znacznie więcej sojuszników niż samą Polskę, aby uzyskać korzystne warunki współpracy z Brukselą po Brexicie.

Równowaga prawa i obowiązków

Ale i skala ustępstw Polski jest ograniczona. Nasz kraj nie zgadza się, aby Brytyjczycy zachowali dostęp do jednolitego rynku i mogli tu świadczyć (przede wszystkim finansowe) usługi, nawet jeśli zablokują swobodny dostęp dla obywateli UE do brytyjskiego rynku pracy.

– To będziemy negocjować tylko razem z UE, tylko po notyfikacji. Rozmowy dwustronne nie dotyczą żadnych elementów negocjacji brexitowych – powiedział w poniedziałek „Rz" minister ds. europejskich Konrad Szymański. – Wspólny rynek jest całością, a więc przyszłe porozumienie musi przedstawiać równowagę praw i obowiązków. To zasada wyrażona we wstępnym stanowisku 27 państw UE tuż po referendum. Dziś pani premier Szydło potwierdziła nasze polskie przywiązanie do tej zasady. Chcemy utrzymać równowagę praw i obowiązków we wszystkich czterech filarach wspólnego rynku – dodał.

Brytyjczycy próbowali podjąć negocjacje z poszczególnymi krajami Wspólnoty, zanim formalnie zawiadomią Brukselę o zamiarze wyjścia z Unii na podstawie art. 50 traktatu o UE. Na razie bez skutku. Notyfikację May chce złożyć w unijnej centrali przed końcem marca 2017 r. Wówczas Londyn będzie miał dwa lata na opuszczenie Unii.

Na podobnym do polskiego stanowisku stoją Niemcy. – Chcę jeszcze raz przypomnieć: Brexit oznacza Brexit, wyjście z Unii, przecięcie współpracy. Nie pozwolimy, aby Brytyjczycy wyciągali wisienki z tortu – powiedział przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej w europarlamencie Manfred Weber, bliski sojusznik kanclerz Merkel. W Berlinie panuje przekonanie, że podważenie czterech wolności jednolitego rynku doprowadzi do końca integracji.

Na tym polega podstawowy dylemat May: jak odzyskać kontrolę nad imigracją, co było podstawowym postulatem głosujących za Brexitem, a jednocześnie uniknąć katastrofalnych skutków dla brytyjskiej gospodarki odcięcia od rynku Unii. Pięć miesięcy od referendum May, która przyznała „Timesowi", że „nie śpi po nocach", wciąż nie znalazła na to rozwiązania.

W poniedziałek polscy ministrowie spotkali się zresztą w Lancaster House ze swoimi brytyjskimi odpowiednikami, którzy mają odmienną wizję Brexitu. O ile szef dyplomacji Boris Johnson czy sekretarz sprawiedliwości Michael Gove jest zwolennikiem definitywnego rozwodu z Unią, o tyle sekretarz skarbu Philip Hammond chce zachować ile się da ze współpracy z Unią. I ten spór tylko się pogłębia. W niedzielę Gove oskarżył prezesa Banku Anglii Marka Carneya o szykowanie „przejściowego rozwiązania" dla biznesu już po opuszczeniu przez kraj Unii. Zaś były premier John Major, podobnie jak jego następca Tony Blair, uznali, że po zakończeniu rokowań z Unią należy przeprowadzić ponowne referendum. A nuż Brytyjczycy jednak będą chcieli pozostać w Unii.

Brytyjczycy mnożyli w poniedziałek dyplomatyczne gesty pod adresem naszego kraju. Po raz pierwszy zorganizowali międzyrządowe konsultacje z Polską. Od tej pory mają się odbywać regularnie, co na razie Wielka Brytania praktykowała tylko z Francją. Premier Theresa May przyjechała nawet na lotnisko powitać Beatę Szydło. Odwołano się też do wspólnej historii, choć selektywnie: obie szefowe rządów złożyły wieńce pod pomnikiem polskich lotników biorących udział w bitwie o Anglię, ale o pozostawieniu przez Wielką Brytanię Polski na pastwę Niemiec we wrześniu 1939 r. już nie wspomniano.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 787