We wtorek o 6.40 czasu lokalnego amerykański niszczyciel „USS Lassen" przepłynął w odległości mniejszej niż 12 mil morskich, czyli 22,2 km, od ledwo wystających nad powierzchnią Morza Południowochińskiego dwu raf o nazwie Subi oraz Mischief w archipelagu Spratly.
Nieco później amerykański ambasador w Pekinie został wezwany do chińskiego MSZ, gdzie został poinformowany, iż USA naruszyły wody terytorialne Chin i tym samym prawo międzynarodowe. Waszyngton jest przeciwnego zdania, udowadniając, że dokonywana przez Chiny przebudowa wielu raf na Morzu Południowochińskim jest sprzeczna z konwencją Narodów Zjednoczonych o prawie morza i powstające w wyniku tej przebudowy wyspy nie mogą stanowić terytorium Chin, a co za tym idzie, nie ma mowy o ustanowieniu wokół nich 12-milowej strefy wód przybrzeżnych.
– Będziemy pływać, latać i działać tam, gdzie zezwala na to prawo międzynarodowe – zapowiedział wcześniej Ashton Carter, szef Pentagonu. Kilka tygodni temu poinformował o tym Barack Obama w Białym Domu, goszcząc prezydenta Xi Jinpinga.
– Skierowanie sił morskich w ten region nie jest żadną niespodzianką. Amerykanie są nie od dzisiaj zdecydowani nie dopuścić do zawłaszczenia spornych obszarów tego morza przez Chiny – tłumaczy „Rz" Rod Wye, ekspert londyńskiego think tanku Chatham House. USA są żywotnie zainteresowane w utrzymaniu obecnego międzynarodowego statusu morza, przez które przepływa 40 proc. całego handlu światowego.