Nic już nie stoi na przeszkodzie, aby Centrum Dokumentacji Wysiedleń w Berlinie, znane też jako muzeum niemieckich wypędzonych, otworzyło za dwa lata swe podwoje. Gmach w stanie surowym już stoi. W poniedziałek odbyła się uroczystość zawieszenia wiechy. Finansowanie przedsięwzięcia 30 mln euro zapewnia rząd, gotowa jest od dawna koncepcja muzeum, kompletowane są zbiory. Cała idea utworzenia w centrum Berlina takiego muzeum jest pomysłem Związku Wypędzonych (BdV) i jego byłej wieloletniej szefowej Eriki Steinbach.
Na 1700 mkw. gmachu w centrum Berlina, w pobliżu takich atrakcji turystycznych jak Pomnik Holokaustu czy wystawy Topografia Terroru, przedstawiona zostanie historia wypędzenia i wysiedlenia Niemców po II wojnie światowej, w kontekście przyczyn i skutków II wojny światowej. Przynajmniej takie są deklaracje i tak głosi 40-stronicowy dokument programowy. W mniejszym zakresie mowa będzie też o innych zjawiskach przymusowych wysiedleń w XX wieku.
Jednak realizacji przedsięwzięcia towarzyszy ogrom kontrowersji. Zwłaszcza ze strony Polski kwestionującej dobre intencje Niemiec w przedstawieniu prawdziwych przyczyn przymusowego wysiedlenie z naszego kraju niemal 8 mln Niemców po klęsce Hitlera.
Strona niemiecka ma obecnie nadzieję, że udało się już pokonać wszystkie przeszkody. W poniedziałek Gundula Bavendamm, nowa dyrektor fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie, której Bundestag powierzył realizację przedsięwzięcia, przedstawiła skład rady naukowej fundacji. Poprzednia rozwiązała się w zasadzie sama, nie będąc w stanie przebić się ze swoimi sugestiami. W nowej 12-osobowej radzie nie ma już ani jednego przedstawiciela Polski. Jest siedmiu niemieckich historyków, po jednym z Wielkiej Brytanii, USA, Szwajcarii, Austrii i Czech.
– Żałuję, że mimo wysiłków nie udało nam się skłonić do współpracy żadnego przedstawiciela Polski, co jest związane z obecną sytuacją polityczną w tym kraju – oświadczyła Gundula Bavendamm.