Szef katalońskiego rządu regionalnego (Generalitat) Carles Puigdemont gra na przeczekanie. W poniedziałek do dziesiątej rano miał określić, czy w poprzedni wtorek doszło do ogłoszenia nowego państwa, czy też nie. Ale w liście do premiera Hiszpanii pozostał równie zawiły, jak do tej pory.
„Sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest tak transcendentalna, że wymaga odpowiednich rozwiązań politycznych" – napisał enigmatycznie do Mariano Rajoya. Poprosił o dwa miesiące, podczas których władze w Madrycie i Barcelonie miałyby rozpocząć „dialog" w sprawie rozwiązania konfliktu. Wystąpił także o zaprzestanie „represji" przeciw „narodowi katalońskiemu" ze strony hiszpańskich władz.
Ale w madryckim Pałacu Moncloa, siedzibie premiera, nikt nie chce się wdać w grę z Puigdemontem.
– Jesteśmy zawiedzeni, że przewodniczący Generalitat nie odpowiedział na stawiane mu pytanie. A przecież nie było tak trudno powiedzieć „tak" albo „nie". Nigdy nie było tak łatwo wprowadzić w życie postanowienia konstytucji – uznała wicepremier Soraya Saen de Santamaria.
Rajoy jest gotowy podjąć dialog z Puigdemontem, ale pod warunkiem, że wcześniej wycofa deklarację niepodległości oraz że rozmowy będą prowadzone w ramach Kortezów. Już w ubiegłym tygodniu szef rządu uzgodnił zresztą z przewodniczącym głównej partii opozycyjnej, socjalistycznej PSOE Pedro Sanchezem, że wkrótce zostaną podjęte rozmowy o reformie konstytucyjnej kraju, jego decentralizacji.