Były prezydent Litwy Rolandas Paksas o impeachmencie

Sprawa Donalda Trumpa i moja są identyczne – mówi Rolandas Paksas, odsunięty 13 lat temu od prezydenckiej władzy.

Aktualizacja: 21.08.2017 15:33 Publikacja: 20.08.2017 19:41

Początek sierpnia. Rolandas Paksas, były prezydent Litwy, bierze udział w pokazach lotniczych w Pols

Początek sierpnia. Rolandas Paksas, były prezydent Litwy, bierze udział w pokazach lotniczych w Polsce – Mazury AirShow 2017 nad jeziorem Niegocin. Leci na jaku-50 o numerze LY-AHR (pierwszy z prawej)

Foto: Mazury AirShow 2017

Europa zna tylko jeden przypadek impeachmentu. W 2004 roku w jego wyniku urzędu prezydenta Litwy został pozbawiony Rolandas Paksas, ledwie kilkanaście miesięcy po przejęciu obowiązków głowy państwa.

– Z każdym dniem staje się coraz bardziej oczywiste, że był to zamach stanu. Wszystkie zarzuty i oskarżenia, które mi postawiono, pojawiły się tylko dlatego, że litewski establishment uważał, iż prezydentem został nie ten, co powinien – mówi „Rzeczpospolitej" Rolandas Paksas.

Jest eurodeputowanym, bo tylko w wyborach do Parlamentu Europejskiego i samorządowych może brać udział. To ograniczenie za naruszające europejską konwencję praw człowieka Trybunał w Strasburgu uznał już sześć lat temu, ale litewski Sejm wciąż nie przyjmuje ustawy, która by dała Paksasowi szansę walki o najważniejsze urzędy w ojczyźnie.

Rolandas Paksas nieoczekiwanie wygrał wybory prezydenckie w 2003 roku, pokonując w drugiej turze ówczesnego szefa państwa Valdasa Adamkusa. Obiecywał walkę z korupcją, przestępczością i obronę biednych, ofiar transformacji ustrojowej.

Zwycięstwo było zaskoczeniem, choć Paksas nie był człowiekiem znikąd. Dwa razy stał na czele rządu, a wcześniej dwukrotnie był merem Wilna. Premierem został jako polityk konserwatywnego Związku Ojczyzny, partii, która potem stała się jego głównym wrogiem.

Stracił urząd prezydenta na początku kwietnia 2004 roku, w bardzo ważnym dla Litwy momencie – kilka dni po oficjalnym przyjęciu do NATO i kilka tygodni przed przystąpieniem do Unii Europejskiej. A oskarżenia były związane przede wszystkim z niechętną zachodnim aspiracjom państw bałtyckich Rosją.

Tajemnica, której nie było

– Na początku było chyba 16 zarzutów, poczynając od terroryzmu przez handel bronią po jakieś związki z narkotykami. I to wszystko po pół roku urzędowania. Chodziło o to, by nastraszyć naród, powiedzieć mu: zobaczcie, jakiego sobie wybraliście prezydenta! Ostatecznie ostały się trzy zarzuty, które potwierdził sąd konstytucyjny, a przegłosował Sejm. Potem jednak każdy z nich podważyłem, jeden w Sądzie Najwyższym. Teraz z zarzutów nic nie zostało, ale prezydent jest nie ten – opowiada mi rozgoryczony Rolandas Paksas.

Sąd Najwyższy rzeczywiście odrzucił jeden z trzech zarzutów (pod koniec 2005 roku). To, że wszystkie są nieważne, to już raczej interpretacja byłego prezydenta. Ale i tak nie wyglądają one na wyjątkowe, jako powód pozbawienia władzy zwycięzcy wyborów prezydenckich mogą budzić wątpliwości.

Jakie to były zarzuty? Dwa związane ze sponsorem kampanii prezydenckiej Paksasa, tajemniczym biznesmenem Jurijem Borisowem. Co ważne – Rosjaninem. Zajmującym się handlem i remontem rosyjskich helikopterów.

Prezydenta oskarżono o niezachowanie tajemnicy państwowej (przed wspomnianym Borisowem). – To brzmi poważnie, w uzasadnieniu napisano, że prezydent dał znać Borisowowi, iż był podsłuchiwany. Ale tylko tak brzmi. Dałem znać? Przecież wszyscy wiedzieli, że jego telefon jest od dawna na podsłuchu – mówi Paksas. Sąd Najwyższy właśnie ten zarzut uznał później za bezpodstawny.

Zakład o milion

Drugi zarzut to przyznanie Jurijowi Borisowowi obywatelstwa Litwy w specjalnym trybie. – Taką samą drogą moi poprzednicy, Algirdas Brazauskas i Valdas Adamkus, nadali obywatelstwo 847 osobom. Dlaczego gdy ja zrobiłem to w ten sam sposób, okazało się to naruszeniem konstytucji? – skarży się dziś były prezydent.

– Może dlatego, że Borisow był głównym sponsorem pana kampanii wyborczej i wyglądało to jak nagroda za wsparcie finansowe? – pytam.

– Był sponsorem, otwarcie o tym mówił. Konserwatyści go oskarżali o to, że nielegalnie handlował helikopterami. On na to: dam milion litów [około miliona złotych – przyp. red.], jeśli pokażecie dowody na to, że było to nielegalne. A jeżeli nie zrobicie tego w ciągu miesiąca, to ja tę sumę przekażę na sztab kandydata, którego uważam za najczystszego i który będzie pracował dla dobra kraju. Konserwatyści dowodów nie przedstawili i on otwarcie dał te pieniądze mojemu sztabowi – wtedy to było coś niezwykłego. Ale nie dał ich mnie. Wszystkie wydatki sprawdzała inspekcja podatkowa i nic nie podważyła. To bajki, że przyznałem mu obywatelstwo za to, że dał pieniądze. Wielu zresztą dawało, począwszy od małych wpłat od obywateli po większe od wpływowej organizacji przemysłowców – dodaje Rolandas Paksas.

Trzeci zarzut dotyczył nieprawidłowości w prywatyzacji jednego z przedsiębiorstw. Ale on budził najmniej emocji. Zresztą podejrzane prywatyzacje zdarzają się w wielu krajach, a niewielu polityków traci z tego powodu najwyższe urzędy.

Rosyjski sponsor

Najważniejsze były sugestie, że poprzez Borisowa Paksas jest powiązany z Rosją – jedni sugerowali, że ze służbami specjalnymi (bo z nimi kojarzy się obrót helikopterami), inni, że z mafią albo Kremlem.

Co do powiązań Paksasa z Rosją wątpliwości nie ma Vytautas Landsbergis, wieloletni lider konserwatystów, pierwszy przywódca Litwy po odzyskaniu niepodległości, do dziś, mimo wieku (ma 84 lata), bardzo wpływowy polityk.

– To było sprawdzane przez wszystkie szczeble służb bezpieczeństwa i najważniejsze instytucje sądowe. Już w momencie wyboru te związki były częściowo jasne, ale potem to wybuchło na poważnie. Bo koledzy zażądali odpłaty za usługi. Pieniądze dawali, aby wygrał. Do tego miał wsparcie agenturalne specjalistów z Rosji, którzy pomagali propagandowo, aby wygrał z Adamkusem – mówi „Rzeczpospolitej" Landsbergis.

Jak twierdzi, Rosjanin Borisow był tak pewny siebie, że oprócz obywatelstwa Litwy domagał się od prezydenta stanowiska szefa litewskich służb bezpieczeństwa.

Jurij Borisow, litewski obywatel, do dziś mieszka na Litwie i prowadzi tam interesy. Nadal zajmuje się helikopterami. Dostaje kontrakty na remont od rządowych instytucji, a nawet – jak twierdzi Paksas – od amerykańskiego Pentagonu. Co ma dowodzić, że nie ma nic wspólnego z rosyjskimi służbami.

Dwa razy Ameryka

Obalony prezydent uważa, że w – jak to nazywa – zamachu stanu uczestniczyły obce siły. Zastrzega, że na potwierdzenie trzeba będzie poczekać jeszcze kilkadziesiąt lat, gdy „otworzą się archiwa".

Jego zdaniem te obce siły mogły wesprzeć puczystów sumą nawet 300 milionów litów.

Najciekawsze jest oczywiście, jakie to siły. Z ust Rolandasa Paksasa słyszę nazwę jednego państwa – Stanów Zjednoczonych. Tam, jak mówi, jeździli w decydującym momencie szef służb bezpieczeństwa i liderzy niektórych partii.

Dlaczego Amerykanie mieliby brać udział w usuwaniu prezydenta Litwy? Paksas sugeruje, że z powodu rafinerii w Możejkach (dziś należącej do polskiego Orlenu). – Pierwszą decyzją, którą podjąłem, gdy zostałem premierem w 1999 roku, było zablokowanie prywatyzacji Możejek. Konserwatyści obiecali rafinerię amerykańskiej firmie Williams. Po mojej dymisji doszło do przejęcia udziałów, Amerykanie umieją osiągać cele – mówi.

Teraz Ameryka znowu odgrywa ważną rolę w życiu byłego litewskiego prezydenta. Przygląda się on wnikliwie problemom Donalda Trumpa. I dochodzi do wniosku, że są dokładnie takie same jak jego w 2004 roku: – Tworzy się wizerunek polityka z kimś tam powiązanego. A jak nie będzie on robił tego, czego sobie życzy establishment, to zaczyna się proces prawny. Pilotażowy projekt przetestowano na Litwie 13 lat temu – dodaje.

– Różnica jest taka, że Paksas był naprawdę związany z Rosją, Trumpa zaś próbują powiązać – komentuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" znany publicysta Audrius Bačiulis.

Miłość do latania

Paksasa połączyło z Borisowem, przez którego potem stracił najwyższy urząd w państwie, zamiłowanie do wysokich i niebezpiecznych lotów. – Poznaliśmy się dzięki lotnictwu. On jest lotnikiem, ja jestem pilotem. Do pierwszego spotkania doszło w 2001 czy 2002 roku. Wiedziałem, że ma przedsiębiorstwo, które zajmuje się śmigłowcami – mówił mi Paksas miesiąc przed impeachmentem. Byłem ostatnim dziennikarzem zagranicznym, któremu udzielił wywiadu. Odbywał się on w opustoszałym pałacu prezydenckim na wileńskim Starym Mieście.

Rolandas Paksas był mistrzem w lotach akrobacyjnych już w czasach radzieckich, siadał za sterami i wtedy, gdy był czołowym politykiem Litwy, wsławił się przelotem pod mostem na Wilii. Do dziś lata, mimo że ma 61 lat; na początku sierpnia uczestniczył w pokazach w polskim Kętrzynie (Mazury AirShow 2017). Latał samolotem akrobacyjnym Jak-50, o którym mówi „maszyna mojej młodości".

– Akrobacje lotnicze, które tyle lat wykonuję, mają jedną wyjątkową cechę: gdy samolot z pilotem szybko spada w dół, wszystkim się wydaje, że zaraz się rozbije. On jednak w ostatniej chwili zakręca i znowu leci w górę – mówił mi prezydent Paksas w marcu 2004 roku. Wtedy nie udało mu się wykonać politycznego zakrętu.

Teraz, gdy pracuje w Brukseli i Strasburgu, wielu Litwinów już o nim zapomniało, założona przez niego partia Porządek i Sprawiedliwość ma tylko kilku posłów w litewskim Sejmie. – Bardziej rozpoznawalna jest jego córka Inga, celebrytka i bizneswoman, pojawiająca się na okładkach magazynów i na ściankach – ironizuje publicysta Audrius Bačiulis.

Sam Paksas nie chce jednoznacznie powiedzieć, czy wystartowałby znowu w wyborach prezydenckich, gdyby litewski Sejm wreszcie mu to umożliwił, zgodnie z nakazem Trybunału w Strasburgu. – Establishment, który zorganizował zamach stanu, wciąż się boi, że to ja bym wygrał – twierdzi. ©?

masz pytanie, wyślij e-mail do autora j.haszczynski@rp.pl

Rolandas Paksas

Pięć partii mistrza akrobacji

Polityk, pilot, biznesmen. Urodzony w 1956 roku. Ukończył politechnikę w Wilnie i szkołę lotnictwa cywilnego w Leningradzie.

Pilot, wielokrotny mistrz w lotach akrobacyjnych. Był w pięciu partiach, zaczynał od radzieckiej komunistycznej. Potem, już w wolnej Litwie – w postkomunistycznej. Do wielkiej polityki wkroczył, gdy był w konserwatywnym Związku Ojczyzny. Jako członek tej partii został dwukrotnie merem Wilna, a potem, w 1999 roku premierem. Teraz byłych kolegów konserwatystów uważa za wrogów. I z nimi nie rozmawia.

Po raz drugi stanął na czele rządu już jako kandydat Związku Liberałów. Potem utworzył własną partię Porządek i Sprawiedliwość i jest jej najważniejszym politykiem do dzisiaj.

Od 26 lutego 2003 do 6 kwietnia 2004 prezydent Litwy. Odsunięty od władzy w wyniku procedury impeachmentu.

Teraz jest drugą kadencję posłem Parlamentu Europejskiego. Jest tam jedynym przedstawicielem Litwy w niewiele znaczącej grupie Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej, w której jest też brytyjski antyunijny UKIP i włoski populistyczny lewicowy Ruch Pięciu Gwiazd.

Europa zna tylko jeden przypadek impeachmentu. W 2004 roku w jego wyniku urzędu prezydenta Litwy został pozbawiony Rolandas Paksas, ledwie kilkanaście miesięcy po przejęciu obowiązków głowy państwa.

– Z każdym dniem staje się coraz bardziej oczywiste, że był to zamach stanu. Wszystkie zarzuty i oskarżenia, które mi postawiono, pojawiły się tylko dlatego, że litewski establishment uważał, iż prezydentem został nie ten, co powinien – mówi „Rzeczpospolitej" Rolandas Paksas.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia