Dyrekcja hotelu Kempinski początkowo ignorowała zarzuty, potem jednak przeprosiła i uzupełniła listę numerów telefonicznych o Izrael.
Claude Lanzmann, 90-letni francuski reżyser żydowskiego pochodzenia, odwiedził Berlin i doznał wstrząsu. Opisał to w tekście opublikowanym w czwartek w niemieckim dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung".
„Jak to możliwe, że w 2016 roku w Berlinie, stolicy nowych Niemiec, eliminuje się Izrael, wyplenia się go, kasuje. Coś podobnego przeżyłem w Gazie, gdy odwiedziłem tam arabską szkołę, pokazano mi mapę, na której nie było Izraela, bo Izrael nie powinien istnieć w głowach Arabów" - zastanawia się Lanzmann.
A skłoniło go do takiego pytania daremne poszukiwania numeru kierunkowego do Izraela w hotelowym spisie. Są tam Rumunia, Ukraina, Tajlandia, ale nie ma Izraela.
Lanzmann zna oczywiście ten kierunkowy (972), ale postanowił się dowiedzieć, dlaczego nie podaje go luksusowy hotel Kempinski przy głównej ulicy zachodniego Berlina Kurfürstendamm. Zadzwonił do recepcji. Pracował tam miły człowiek, który sam jest Żydem, i wyjaśnił: - To świadoma decyzja dyrekcji, wobec której jesteśmy bezradni.