Rozdarty między lojalnością wobec jednej i drugiej władzy do dymisji parę dni temu podał się szef lokalnej policji Albert Battle. Podobnie postąpiło trzech członków regionalnego rządu.
Ale to dopiero początek. W miarę, jak przygotowania do głosowania nabierają rozpędu, coraz więcej osób będzie włączonych w organizację referendum, które Madryt uważa za nielegalne.
W minionym tygodniu niewielką większością katalońscy nacjonaliści przeprowadzili w parlamencie regionalnym ustawę, która pozwoli na uchwalenie przepisów o organizacji głosowania w ledwie 24 godzin, bez możliwości zgłaszania przez opozycję poprawek. Mariano Rajoy natychmiast pozwał te przepisy do Trybunału Konstytucyjnego, ale to z pewnością nie powstrzyma premiera rządu regionalnego Katalonii Carlesa Puigdemonta przed forsowaniem planu secesji zbuntowanej prowincji.
Najpewniej we wrześniu, po wakacyjnej przerwie, nacjonaliści rozpiszą więc na 1 października referendum. Dla Madrytu będzie to akt podwójnie nielegalny: nie tylko sprzeczny z obowiązującą procedurą przyjmowania ustaw w parlamencie regionalnym, ale także konstytucją królestwa z 1978 r., która umożliwia secesję danego regionu tylko jeśli się na to zgodzą wszyscy Hiszpanie.
– To referendum jest sprzeczne z naszym prawem, jest nielegalne i nigdy się nie odbędzie – powiedział w minionym tygodniu Rajoy.