We wtorek chiński myśliwiec z ponaddźwiękową szybkością zbliżył się do amerykańskiego samolotu zwiadowczego odbywającego lot patrolowy nad Morzem Południowochińskim. To drugi taki incydent w ostatnich tygodniach, przypominający zarówno USA, jak i państwom basenu tego morza, że Pekin nie zamierza zrezygnować z planów jego zawłaszczenia. Przepływają tam rocznie towary wartości 5 bln dol.
Co ciekawe, Pekin zdecydował się na taki krok w chwili, gdy w stolicy kraju przebywała amerykańska delegacja z sekretarzem stanu Johnem Kerrym na czele negocjująca porozumienia ekonomiczne. Chińska Republika Ludowa śle mocne sygnały, że nie rezygnuje z pretensji do 90 proc. obszaru całego morza pomiędzy Chinami, Tajwanem, Wietnamem, Malezją i Filipinami.
– Napięcie w tym regionie rośnie w miarę zbliżanie się terminu ogłoszenia wyroku przez Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze w sprawie skargi Filipin – mówi „Rzeczpospolitej" François Godement z European Council on Foreign Relations.
Trybunał zdecydował przed rokiem, że mimo sprzeciwu Chin rozpatrzy pozew Filipin kwestionujący chińskie praktyki zawłaszczania wysepek morza i tworzenie następnie wokół nich specjalnych stref ekonomicznych. Wyrok spodziewany jest jeszcze w tym miesiącu. Najprawdopodobniej uwzględni zastrzeżenia Filipin i chociaż niemożliwa wydaje się jego egzekucja, wyznaczy nowe ramy prawne w sporze o Morze Południowochińskie.
Będzie to miało ogromne znaczenie dla wszystkich państw basenu morza będących w sporze z Chinami. Zwłaszcza że zdaniem Pekinu nawet wysepki położone 220 km od wybrzeży Filipin, a 800 km od Chin, są chińskim terytorium.