Takiej zmiany składu Zgromadzenia Narodowego nie było od 1958 r., kiedy rodziła się V Republika. Spośród 577 odchodzących deputowanych przynajmniej 212 w ogóle nie stara się o reelekcję w wyborach 11 i 18 czerwca, a większość z pozostałych ma niewielkie szanse na zwycięstwo.
Jednym z powodów jest uchwalona jeszcze za Francois Hollande'a ustawa, która wchodzi w życie właśnie teraz. Zakazuje ona kumulacji mandatu deputowanego z inną funkcją w strukturach władzy. Dlatego Christian Estrosi, mając do wyboru bycie posłem lub merem Nicei, postawił na to ostatnie. Podobnie uczyniło wielu innych.
Ale jeszcze ważniejszym powodem „wielkiego wietrzenia" francuskich elit jest utworzony zaledwie rok temu ruch En Marche! (Naprzód!), który dwa tygodnie temu został przekształcony w partię La Republique en Marche! (Naprzód, Republiko! – LREM). Sondaż Harris Interactive daje jej już 32 proc. głosów, o 6 pkt proc. więcej niż w dniu wyborów prezydenckich 7 maja.
– Przy głosowaniu w dwóch turach to może wystarczyć, aby zbudować większość parlamentarną dla Emmanuela Macrona – mówi „Rz" Arnaud Leparmentier, szef działu opinie dziennika „Le Monde".
LREM nie ma dużej konkurencji. Partia Socjalistyczna, która ma większość w obecnym Zgromadzeniu Narodowym, całkowicie się załamała (6 proc.). Jej elektorat centrowy przejęła partia Macrona, a bardziej radykalny – Francja Niepokorna, ugrupowanie utworzone przez Jean-Luc Melenchona, które może liczyć na 15 proc. głosów. Ale podobnie jak inne radykalne ugrupowanie, jakim jest Front Narodowy (19 proc.), ma ono przy większościowej ordynacji niewielkie szanse na wprowadzenie znaczącej liczby deputowanych.