– Dwa razy spotkałem się z Emmanuelem Macronem – opowiadał w rozmowie z „Rz" pod koniec kwietnia minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Te spotkania przeszły jednak niezauważone. W przeciwieństwie do rozmowy z Marine Le Pen, z którą Waszczykowski spotkał się w styczniu. Zdjęcie szefa polskiej dyplomacji z przewodnicząca Frontu Narodowego stało się tuż po ogłoszeniu zwycięstwa Macrona w II turze symbolem, tysiąckrotnie powielanym w internetowych memach i złośliwych komentarzach.
Ale wygrana Macrona to dla PiS problem znacznie większy niż kolejna fala internetowego szyderstwa wywołana tym, że MSZ nie zadbało o to, by w erze dominacji obrazka pojawiło się zdjęcie Waszczykowskiego z nowym prezydentem Francji.
Teraz PiS musi nawigować między potrzebami polityki krajowej a pragmatyczną koniecznością współpracy z Francją. I stało się zakładnikiem własnej ostrej retoryki nie tylko wobec Macrona, ale i Europy.
PiS nie mógł ze względu na przekaz o obronie polskiej suwerenności, budowany od miesięcy na potrzeby polskiej polityki wewnętrznej, po prostu przemilczeć słów Macrona wypowiadanych w trakcie kampanii. Macron urósł do roli, którą wcześniej odgrywał Frans Timmermans, wiceprzewodniczący KE, który niemal co kilka dni wspominał o sankcjach na Polskę.
Ale co ciekawe, premier Szydło na Twitterze szybko zaprosiła Macrona do Polski, co najlepiej pokazuje, jak bardzo rząd zabiega o zmianę postrzegania stosunków między Polską a Francją. W specjalnym liście napisała: „Liczę, że pana prezydentura przyniesie nowe otwarcie w naszych relacjach dwustronnych, zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak również gospodarczej".