„Jadę na południe, mogę zabrać kogoś po drodze" - takie informacje zapełniły sieci społecznościowe w Petersburgu.
Z powodu zamknięcia po zamachu terrorystycznym całej sieci metra na kilkanaście godzin, w poniedziałek nad 4-milionową metropolią zawisło widmo komunikacyjnej katastrofy. Pierwsi zaczęli działać właściciele prywatnych samochodów, oferując podwiezienie za darmo.
W Twitterze błyskawicznie powstał hasztag #domoj (#dodomu) – łączący tych co chcieli jechać a nie mieli czym, z tymi którzy mieli samochody. Ale stał się tak popularny, że w ciągu kilku godzin zatkały się wszystkie popularne serwisy internetowe, m.in. Yandex. Późnym popołudniem dołączyli do nich taksówkarze z przedsiębiorstwa, którego właścicielem jest miasto, a potem również petersburski Uber.
Do problemów komunikacyjnych dołączyły łącznościowe. Z powodu obciążenia sieci oraz jej częściowego zagłuszania w centrum przez służby specjalne po godzinie od zamachu wysiadła łączność komórkowa. Przestały też działać wszystkie petersburskie serwisy informacyjne.
Władze miasta próbowały ratować sytuację wysyłając dodatkowe 150 autobusów na trasy równoległe do metra – i znosząc opłaty za bilety. Ale zamknięcie centrum Petersburga z powodu akcji ratunkowej doprowadziło do gigantycznych korków. W rezultacie większość mieszkańców musiała poruszać się na piechotę.