Były prezydent najwyraźniej był całkowicie zaskoczony, gdy we wtorek rano do jego domu zapukali funkcjonariusze wyspecjalizowani w tropieniu afer korupcyjnych i finansowych OCLCIFF. Nicolas Sarkozy właśnie wrócił z konferencji w sprawie edukacji w Dubaju, szykował się do wyjazdu do Londynu i chciał jeszcze wpaść do swojego paryskiego biura przy ulicy Miromesnil, aby udzielić paru wywiadów.
Teraz noc może spędzić w komisariacie w Nanterre pod Paryżem, gdzie przesłuchanie może potrwać maksymalnie 48 godzin. Potem prokuratorzy, jeśli uznają, że mają mocne dowody na Nicolasa Sarkozy'ego, mogą postawić mu formalne zarzuty.
– U nas tą sprawą od długiego czasu zajmuje się dwóch–trzech dziennikarzy. Ale bardzo trudno rozstrzygnąć o winie Sarkozy'ego, bo chodzi o zeznania i dokumenty przygotowane przez osoby z założenia dość podejrzane, które funkcjonowały w otoczeniu Muammara Kaddafiego. Skoro jednak policja zdecydowała się na zatrzymanie Sarkozy'ego, musi mieć poważne materiały – mówi „Rz" Laurent Joffrin, redaktor naczelny lewicowego dziennika „Liberation".
Sprawę pierwszy ujawnił już 16 marca 2011 r. Saif al-Islam, syn Kaddafiego. To był moment, gdy z inicjatywy Sarkozy'ego francuskie mirage już grzały silniki, aby wraz z sojusznikami zbombardować wojska libijskiego reżimu i stworzyć strefę zakazu lotów. A ta akcja zadała śmiertelny cios siłom zbrojnym dyktatora i w konsekwencji doprowadziła do jego zamordowania w październiku 2011. Wiele wskazuje więc na to, że był to akt zemsty ze strony upadającego reżimu, który odegrał tak ważną rolę w zdobyciu przez Sarkozy'ego Pałacu Elizejskiego.
– Pierwszą rzeczą, o którą poprosimy tego pajaca, będzie zwrot pieniędzy, jakie otrzymał od narodu libijskiego. Wsparliśmy jego kampanię wyborczą, uwierzyliśmy, że nam później pomoże, ale on nas zawiódł – mówił Saif al-Islam w Euronews.