W środę przestrzeni dla wolnego słowa na Białorusi zrobiło się jeszcze mniej. Zablokowany portal Charter97.org, tylko w ubiegłym miesiącu miał prawie 35 mln wyświetleń. Daleko w tle pozostają nie tylko rządowe białoruskie media, ale również te niezależne, które wymienić można na palcach jednej ręki.
Ministerstwo informacji Białorusi wydało oświadczenie, z którego wynika, że portal został zablokowany na podstawie artykułu 51 ustawy „o środkach masowego przekazu". A to oznacza, że „rozpowszechniał zabronione informacje". Urzędnicy w Mińsku nie precyzują o jakie dokładnie informacje chodzi.
Gdy w grudniu 2010 roku w Mińsku spacyfikowano powyborcze protesty, redaktor naczelna portalu Natalia Radina trafiła do aresztu i została oskarżona o „zorganizowanie zamieszek masowych". Według białoruskiego prawa grozi za to nawet 15 lat więzienia. Gdy została zwolniona z zakazem opuszczania kraju, wyjechała za granicę. W 2012 roku przeniosła główną siedzibę redakcji do Warszawy.
– Władze wystraszyły się naszej popularności i wpływu na społeczeństwo. Sytuacja gospodarcza się pogarsza a w Mińsku nie chcą by ludzie wychodzili na ulice – mówi „Rzeczpospolitej" Radina.
Ze wszystkich istniejących na Białorusi niezależnych portali Charter97 jest chyba najbardziej krytyczny wobec rządów Aleksandra Łukaszenki. Od lat zapowiada i informuje o wszystkich protestach, które odbywają się u naszych wschodnich sąsiadów. Robi to również nadająca z Warszawy telewizja Biełsat, na korespondentów której tylko w ubiegłym roku 64 razy nałożono karę grzywny za działalność bez akredytacji.