Brytyjski dziennik Guardian odkrywa dzisiaj nowa aferę z udziałem Rosji. Okazuje się bowiem, że na maleńkie, wyspiarskie Fidżi znajdujące się na Oceanii dotarła dostawa broni prosto z Rosji. Trudno byłoby wymyślić dziwniejsze zestawienie partnerów na mapie świata, jednak 20 kontenerów pełnych pistoletów maszynowych, amunicji do tłumienia zamieszek oraz prawdopodobnie poskładany w jednym z pakunków nowoczesny helikopter - wszystko rosyjskiej produkcji - świadczą, że fantazja stała się rzeczywistością.
Dlaczego Rosja interesuje się oceanicznym państewkiem? Lepiej odwrócić pytanie i zastanowić się, dlaczego Zachód od Oceanii się odwraca. Amerykańska strategia polegająca na zacieśnianiu relacji z Azją krytykowana jest za opieszałość i niedecyzyjność wobec Chin. Pekin robi co chce na morzu Południowochińskim, państwa regionu zbroją się zamiast w spokoju rozwijać, a Waszyngton co jakiś czas przeprowadza nie do końca sensowne manewry wojskowe mające świadczyć o swoim wsparciu dla azjatyckich sojuszników. Fidżi bezpośrednio nie jest zaangażowane w sprawy akwenu między Wietnamem, Filipinami i Malajami, jednak jego żołnierze stanowią spora siłę pokojowych misji ONZ.
Ponad tysiąc mieszkańców tego kraju jest obecnych w kontynentach stabilizacyjnych. Rząd z Suvy, stolicy Fidżi narzekał od długiego czasu, że potrzebuje wyposażyć swoich ludzi w broń nowszego rodzaju. Zachód problem lekceważył, Rosjanie dostrzegli w tym szansę dla siebie. W 2012 roku szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow udał się z historyczną wizytą na wyspy, następnego roku pierwszy raz w historii przedstawiciel dalekiego narodu, premier Voreqe Bainimarama pojechał do Moskwy. Od tamtej pory żołnierze, którzy następnie jada na Wzgórza Golan, do Iraku, Syrii i Libanu uczą się w rosyjskich akademiach wojskowych. Zacieśnianie współpracy z pewnością po niedługim czasie doprowadzi do tego, że Rosja poprosi Fidżi o możliwość utworzenia własnej bazy wojskowej na ich terenie.
Zachód odwrócił się od egzotycznego kraju także z powodu zamachu stanu przeprowadzonego w 2006 roku. Od tamtej pory polityka w Fidżi to mieszanka junty wojskowych z nie do końca jasnymi interesami przedstawicieli rzekomej demokracji. Suva twierdzi, że zaprezentuje nowa broń już w lutym, ale nie wszyscy dają wiarę, że publicznie zostanie otwarte wszystkich 20 kontenerów. Cześć może pozostać na wyłączność rządzących i zostać sprzedana lub trzymana w odwodzie na okoliczność przyszłych demonstracji.
Pewne jest, że wraz z Rosjanami mogą na Fidżi pojawić się i Chińczycy. Tylko patrzeć, gdy Pekin dołączy do swojej strategii poszerzania wpływów na morzu Południowochińskim także i terytorium Oceanii. Wystarczy szybki rzut oka na mapę - obecność wojskowa na Fidżi daje doskonałą możliwość kontrolowania szlaków morskich prowadzących do Australii, Nowej Zelandii, Japonii i na Hawaje. Z Suvy potrzeba mniej więcej 10 godzin, by dostać się samolotem na zachodnie wybrzeże USA i tyle samo do Singapuru czy Seulu. Maleńkie państwo znajduje się dosłownie pośrodku drogi między Zachodem a biedną Oceanią i tym bardziej skazane jest na wypracowanie kompromisu nowej ery. Z Rosją na początek.