Brexit dotarł do szpitali

Perspektywa wyjścia z Unii miała postawić na nogi służbę zdrowia. Doprowadziła jednak do największego kryzysu od dziesięcioleci.

Aktualizacja: 10.01.2018 16:02 Publikacja: 09.01.2018 17:59

Brexit dotarł do szpitali

Foto: AdobeStock

Andrew Marr najwyraźniej wybił Theresę May z równowagi. – Czy wie pani, że gdybym też czekał kilka godzin w karetce na przyjęcie do szpitala, dzisiaj nie rozmawialibyśmy tutaj? – spytał w tym tygodniu panią premier najbardziej znany dziennikarz BBC, który w 2013 r. przeszedł zawał serca.

– Nikt nie jest doskonały – odpowiedziała szefowa brytyjskiego rządu, najwyraźniej nie znajdując lepszego wytłumaczenia.

Na ostatniej prostej przed referendum w czerwcu 2016 r. po Wielkiej Brytanii jeździły autobusy z napisem „350 mln funtów tygodniowo". Taką kwotą można będzie, jak uważał lider zwolenników brexitu Boris Johnson, zasilić brytyjski system ubezpieczeń zdrowotnych (NHS) dzięki oszczędności na składce do budżetu Unii.

– Nie pamiętam większej głupoty – mówił niedawno w wywiadzie dla „Rz" Kenneth Clarke, lider proeuropejskiej frakcji torysów z najdłuższym stażem deputowany Izby Gmin.

I rzeczywiście, tej zimy brytyjskie szpitale nie tylko nie stanęły na nogi ale przeżywają największy kryzys od dziesięcioleci. Z powodu epidemii grypy w tygodniu poprzedzającym Boże Narodzenie 16,9 tys. pacjentów musiało czekać w karetkach na przyjęcie z powodu braku miejsc w szpitalach, z czego 4,7 tys. ponad godzinę. Zgodnie z brytyjskimi regulacjami w placówkach służby zdrowia nie więcej niż 85 proc. łóżek powinno być zajętych. Reszta ma czekać na nagłe przypadki. Jednak ten wskaźnik skoczył na przełomie poprzedniego i obecnego roku do 98–99 proc., a nieraz i dobił do 100 proc. Rząd w tej sytuacji wydał nakaz odłożenia o miesiąc wszystkich operacji, które nie są natychmiast niezbędne.

– Każdej zimy NHS daje się zaskoczyć, ale tym razem sytuacja jest szczególnie trudna – mówi „Rz" Christian Dustmann, profesor University College London. – Złożyło się na to kilka czynników. Po dojściu do władzy Davida Camerona w maju 2010 r. władze systematycznie obcinały fundusze na służbę zdrowia i dziś płacimy za to rachunek. Ale też z powodu brexitu zaczyna brakować lekarzy i pielęgniarek, którzy przyjeżdżali z krajów Unii, a to często jest podstawa personelu medycznego – dodaje profesor. I faktycznie, w samej Anglii w publicznych szpitalach zatrudnionych jest 53 tys. lekarzy i pielęgniarek m.in. z Polski, Hiszpanii, Włoch.

W Londynie polscy lekarze i pielęgniarki nie tylko pracują jednak w zakładach NHS, ale także w coraz liczniejszych klinikach założonych przez Polaków. – Świadczymy także usługi dla Brytyjczyków, którzy co prawda muszą tu płacić, ale mają natychmiastowy dostęp do lekarza, a także znacznie lepszą jakość wykonywanych usług – mówi „Rz" pani z recepcji Tooting Medical Center w Londynie. – Nasi stomatolodzy stosują zdecydowanie lepsze materiały niż w placówkach państwowych. W placówkach NHS kobiety mają poza tym badania USG tylko trzy raz w ciągu ciąży, podczas gdy my stosujemy polskie normy comiesięcznych badań kompleksowych.

W Tooting Medical Center wizyta u lekarza ogólnego to koszt 50 funtów, badań USG zaś – 120 funtów.

Założony w 1948 r., gdy Wielka Brytania z trudem wydobywała się z powojennego kryzysu, powszechny i darmowy system ubezpieczeń pozostaje dumą Brytyjczyków. 77 proc. z nich uważa, że NHS „ma kluczowe znaczenie dla społeczeństwa", 90 proc. zaś jest przeciwne jego prywatyzacji i uważa, że nadal powinien być finansowany z budżetu państwa.

Czy zatem kłopoty brytyjskich szpitali odwrócą nastawienie wyborców do brexitu tak, jak obietnica Johnsona przekonała półtora roku temu znaczną część wyborców do rozwodu?

– Kluczowe będzie nadchodzących dziesięć miesięcy – mówi profesor Dustmann. – Brytyjskie społeczeństwo zmienia powoli zdanie, potrzeba czasu, aby powiązało kłopoty szpitali z brexitem. Ale kiedy już się to stanie, reakcja społeczeństwa będzie bardzo gwałtowna. Widać już zresztą pewne zmiany. Do niedawna emigracja była uważana przez Brytyjczyków za coś złego. Teraz, kiedy jej skala opada, przestało się o tym mówić. Ale opinia publiczna jeszcze nie naciska na utrzymanie swobody osiedlania się lekarzy i pielęgniarek z Unii, aby poprawić pracę szpitali – dodaje profesor.

Innym problemem są fundusze na funkcjonowanie NHS. Eksperci zgadzają się, że po latach zaciskania pasa powinno się teraz zwiększyć wydatki na budowę nowych placówek zdrowia i modernizację już istniejących. Ale z powodu brexitu gospodarka zwalnia, realna płace spadają, podniesienie podatków jest raczej wykluczone. I pod tym względem perspektywa wyjścia z Unii nie służy kondycji NHS.

Andrew Marr najwyraźniej wybił Theresę May z równowagi. – Czy wie pani, że gdybym też czekał kilka godzin w karetce na przyjęcie do szpitala, dzisiaj nie rozmawialibyśmy tutaj? – spytał w tym tygodniu panią premier najbardziej znany dziennikarz BBC, który w 2013 r. przeszedł zawał serca.

– Nikt nie jest doskonały – odpowiedziała szefowa brytyjskiego rządu, najwyraźniej nie znajdując lepszego wytłumaczenia.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 755
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 754
Świat
Pakistan oskarżony o zabicie dzieci i kobiet w Afganistanie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 753
historia
Gdzie jest złoto, które Rosja skradła Rumunii? Moskwa przetrzymuje je już ponad sto lat