Angela Merkel przez najbliższe dwa tygodnie nic nie powie na temat tego, co dzieje się w Polsce. Z prostego powodu, bo jest na urlopie. Po urlopie też nic nie powie pod adresem Warszawy – pisze w „Die Welt” Thomas Vitzthum i wyjaśnia dlaczego tak jest. „Reforma wymiaru sprawiedliwości (w Polsce), która z punktu widzenia niemieckich polityków oznacza de facto koniec trójpodziału władzy, dotychczas pozostała w Berlinie niezauważona i jest ignorowana”.
Nawet po zawetowaniu w poniedziałek dwóch z trzech ustaw ws. sądownictwa komentarz rzeczniczki niemieckiego rządu Ulrike Demmer była wstrzemięźliwy. Ograniczyła się do stwierdzenia, że trójpodział władzy i niezawisłość sądów są kluczowe dla funkcjonowaniu państwa prawa. Zaznaczyła ponadto, że Berlin obserwuje wydarzenia w Polsce. I to nie zostało powiedziane sobie ot tak – zaznacza opiniotwórczy dziennik. „Oczywiście, że w niemieckim rządzie istnieją obawy wobec wydarzeń w sąsiedzkim kraju. Pewnego rodzaju drugiej Turcji nikt sobie nie życzy pod swoimi drzwiami. Lecz wydarzenia i plany nie są komentowane. Są ku temu uzasadnione powody” - pisze „Die Welt” cytując ekspertów.
Zakodowane w narodowych genach
Alexander Wöll, rektor Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, ocenia, że „wymowne milczenie jest obecnie jedyną sensowną taktyką” Berlina. Ekspert ocenia sytuację w Polsce jako „całkowicie niezadowalającą” i radziłby niemieckiej kanclerz „dalej nie wypowiadać się bez ogródek na ten temat”. Tłumaczy on to tym na łamach „Die Welt”, że krytyka z Niemiec pod adresem Polski zawsze umacnia kogoś, kogo nie chcemy wspierać. „To na pewno wzmocni pozycję Jarosława Kaczyńskiego” – pisze Alexander Wöll. Jako znawca Polski jest on przekonany, że zmiany musi zaprowadzić samodzielnie polskie społeczeństwo obywatelskie. Doświadczenia ostatnich dziesięcioleci uczą ponadto, że wtrącanie się Niemiec do polskich spraw "siły te raczej osłabi niż wzmocni”.
Potwierdza to autor artykułu Thomas Vitzthum: „Relacje polsko-niemieckie nie osiągnęły jeszcze poziomu normalności. Wszelkie interwencje budzą tam zawsze antyniemieckie uprzedzenia”. To jest „zakodowane w narodowych genach” – wskazuje Wöll. W jego opinii, jedyną osobą, której krytyczna opinia „nie wzbudziłaby masywnej reakcji obronnej”, byłby amerykański prezydent Donald Trump, który „utwierdził konserwatywny rząd w przekonaniu konieczności przeprowadzenia kontrowersyjnych reform”.