SPD miała od dawna kłopot z wyznaczeniem kandydata na kanclerza. Szef socjaldemokratów Sigmar Gabriel, wicekanclerz i minister gospodarki w koalicyjnym rządzie Angeli Merkel potwierdził właśnie to, co było wiadomo od dawna, że nie chce być kandydatem na kanclerza. Prominentny polityk SPD, jakim jest urzędujący jeszcze szef MSZ Frank- Walter Steinmeier, jest już zajęty. W lutym zostanie zapewne wybrany na prezydenta RFN. Jego miejsce zajmie Gabriel, który zapowiedział, że zrezygnuje z kierowania SPD. W tej sytuacji szefostwo obejmie Martin Schultz, który stanie się tym samym oczywistym kandydatem na szefa rządu. Oczywiście w wypadku wygranych przez SPD wyborów do Bundestagu.

To jednak jest mało prawdopodobne biorąc pod uwagę obecne notowania SPD w granicach 22-24 proc. Kierowana przez kanclerz Merkel CDU może liczyć na co najmniej dziesięć punktów procentowych więcej. To więc CDU będzie rozdawać po wyborach karty.

Jedyną szansą na kanclerstwo Martina Schulza byłoby utworzenie koalicji złożonej z SPD, postkomunistycznego ugrupowania Lewica (Die Linke) oraz Zielonych. Nawet jeżeli wszystkie trzy partie doszłyby do porozumienia, to jednak mogą nie zdobyć wymaganej większości mandatów w Bundestagu.

Wiele świadczy o tym, że po wrześniowych wyborach Angela Merkel stanie po raz czwarty na czele rządu. Bardzo prawdopodobne, że po raz trzeci będzie to rząd koalicji CDU/CSU i SPD. Socjaldemokraci tracą na takim sojuszu politycznie od lat, ale alternatywą byłoby przejście do opozycji. Tego nikt nie chce. Także Martin Schulz.