Mówi pan o rozleniwieniu przez minione dziesięć lat ,a jednocześnie wprowadził pan pilotażowy program powszechnych zabezpieczeń socjalnych: 560 euro miesięcznie. To dopiero ludzi rozleniwi!
To nie tak! Mamy bardzo skomplikowany system zabezpieczeń społecznych i chcemy go uprościć, skuteczniej zachęcać ludzi do podjęcia pracy. Nikomu nie będziemy płacili za to, że siedzi w domu i leniuchuje! Aby dostać pieniądze, będzie musiał robić coś ekstra. Po dwuletnim okresie przejściowym zdecydujemy, jaki będzie następny krok. Ale nasza wizja jest taka, aby to był system powszechny, choć jeszcze nie zdecydowaliśmy, jaka dokładnie będzie kwota pomocy. Już teraz w fińskim systemie zabezpieczeń społecznych przynajmniej 560 euro dostaje właściwie każdy.
Jak dowiedzą się o tym na świecie, ruszy do Finlandii fala imigrantów…
Nie, nie, to nie będzie pomoc za nic! Trzeba będzie coś zrobić, aby to dostać.
Stoi pan na czele rządu, w którym są partie liberalne, ale też Partia Finów, ugrupowanie nacjonalistyczne i populistyczne. Jak można łączyć tak odmienne nurty w jednej ekipie? W Polsce nie tylko nie mogą one utworzyć jednego rządu, ale doprowadziły wręcz do paraliżu instytucji państwa.
To bardzo ważne, szczególnie w czasie, jaki dziś przeżywamy w Europie, aby budować tego typu koalicje, rozwiązywać problemy wewnątrz rządu, a nie walczyć między sobą, dopuścić do powstania bardzo głębokich podziałów spowodowanych zupełnie odmiennymi wartościami. Kompromisy, które możemy wypracować, bardzo dobrze służą krajowi. W ten sposób utrzymujemy jedność Finlandii.
Na zewnątrz populiści byliby bardziej radykalni?
Dziś łatwo być populistą, bo mamy bardzo złożone problemy, na które nie mam prostych rozwiązań. A populiści takie rozwiązania lansują. Uważam, że zawsze lepiej negocjować, niż izolować. To samo dotyczy obrony, polityki zagranicznej – w Finlandii w tych obszarach jesteśmy bardzo zjednoczeni.
Populizm jest na fali w wielu krajach Europy. Radziłby pan na przykład Francuzom wciągnąć Front Narodowy do rządu?
Albo przynajmniej podjąć z nimi negocjacje, próbować zrozumieć, jakie są ich motywacje. Tak samo, jak należało próbować zrozumieć, jaki był powód Brexitu. Bo z jakiegoś powodu ludzie przecież głosowali przeciw UE. Musimy się uczyć od każdego, także populistów. Najgorsze jest doprowadzić do podziału, bo jego przełamanie jest potem bardzo trudne.
Partia Finów pana nie szantażuje?
Polityka polega na dochodzeniu do kompromisów. Nie zawsze w 100 proc. jest się zadowolonym z ostatecznego wyniku, czasami nie jest on całkowicie zgodny z wyznawanymi przez nas wartościami. Ale powtarzam: kompromisy są konieczne, bo także w społeczeństwie są odmienne opinie.
Półtora roku temu Finlandia wstrzymała się od głosu, gdy przyszło decydować w Radzie UE o systemie podziału uchodźców. Polska nie przyjmuje ich wcale. To dobra strategia?
Zajmujemy kompromisowe stanowisko. Jedne kraje chcą obowiązkowego mechanizmu podziału uchodźców, inne nie chcą udzielać żadnego wsparcia. Stawiamy na dobrowolność, elastyczność, ale wszyscy musimy dzielić ten ciężar. Rozmawiałem o tym z premier Szydło. Finlandia jest gotowa forsować w Unii taki kompromis także dlatego, że udało nam się go wypracować w rządzie.
W marcu będziemy świętować 60 lat integracji. Jak uratować Unię po Brexicie?
Musimy trzymać się zasad, być bardziej praktyczni, wprowadzać w życie to, co ustaliliśmy. Największym błędem Unii było to, że nie spełnialiśmy naszych zapowiedzi – w sprawach unii walutowej, uchodźców, jednolitego rynku, wielu innych. To rozbudzało u ludzi nadzieje, których nie można było spełnić. A nie ma lepszej pożywki dla populistów.