Wojna na decybele toczy się także z udziałem Pjongjangu. Podczas gdy Południe nadaje w 11 punktach na granicy z kłopotliwym sąsiadem, Północ odwzajemnia się tym samym. Tylko w druga stronę i trochę ciszej.

Problem z propagandą z Północnej Korei w tym przypadku jest paradoksalny. Jest zbyt cicha i nie przebija głośnością audycji adwersarza. Pierwotnie nadawano z dwóch lokalizacji, ale obecnie trwa rozbudowa baterii głośników. Wiadomo, że reżim wszystko musi mieć większe i lepsze niż inni, ale w tym przypadku trudno się zgodzić, że wygrywa na hałas.

Po południowej stronie nic nie słychać z przekazu wypełnionego patriotycznymi przemówieniami Kim Dzong Una i rewolucyjną muzyką. Nie do końca wiadomo, czy to przypadkiem nie przerwy w dostawach prądu nie zakłócają głośników bardziej niż ich mniejsza moc. Krytyka prezydent Park wyrzucana w stronę Południa nie dociera na miejsce, tym samym nikt sobie z niej nic nie robi.

W poniedziałek mija czwarty dzień od wznowienia nadawania ze strony Korei Południowej. Na razie ten okres przebiega bez aktów militarnych, wzmożone patrole wysłane przez Seul do tzw. strefy zdemilitaryzowanej przebiegają bez incydentów. Pytanie tylko, czy pogróżki reżimu o wojnie wiszącej na włosku po raz kolejny okażą się przechwałkami bez pokrycia czy tym razem już nie.