Piękno się upowszechnia, widać je na każdym kroku na co dzień, nie tylko od święta. Żeby obcować z pięknymi przedmiotami, nie trzeba koniecznie chadzać do muzeum, piękne są sztućce na codziennym stole, samochody, buty, książki, damskie torebki, siekiery, wieczne pióra. Codzienne piękno osiągnęło takie natężenie, że wzbudza zainteresowanie uczonych.

Na przykład dr Adam Andrzejewski z Wydziału Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego spostrzegł – a z kolei to jego spostrzeżenie dostrzegł serwis PAP Nauka w Polsce – że ostatnie lata to czas renesansu zmysłów smaku, zapachu i dotyku. Do tej pory ze sztuką łączono doświadczenia związane ze wzrokiem i słuchem. Tymczasem w przypadku skomplikowanych form gastronomicznych zmysły zapachu i dotyku mają równie ważną rolę jak te dwa tradycyjnie uprzywilejowane zmysły, a wszystkie razem wynoszą pod niebiosa piękno dnia codziennego na talerzu.

Jedzenie ma nie tylko zaspokajać potrzeby fizjologiczne, ale ma być teraz źródłem przyjemności estetycznej i intelektualnej. A konkretnie? Choćby w postaci pastelowej barwy gołąbków (seledyn kapusty włoskiej) przyprószonych intensywną zielenią naci bądź koperku. Czy to aby nie zbyt górnolotne podejście do banalnej codzienności? Nie – twierdzi badacz, bowiem nawet takie – mogłoby się zdawać – trywialne doświadczenia jak spacer, sprzątanie czy gotowanie można traktować w kategoriach doświadczeń estetycznych.

Mądrych ludzi należy słuchać, a naukowcy z definicji powinni być mądrzy, dlatego głos naukowca, zabierany na dowolny temat, powinien być wysłuchiwany. Na temat piękna w życiu codziennym brzmi on następująco: – I jedzenie, i seriale są obecnie częścią naszej nowoczesnej codzienności. Zanim podejmiemy decyzję dotyczącą posiłku – zastanawiamy się nad tym, co jemy, z jakich składników powstało danie. Jedzenie nie jest dłużej tylko automatyczną, nieistotną czynnością. Wysublimowane dania trafiły pod strzechy dzięki licznym programom o tematyce kulinarnej. Podobnie jest z serialami, 20 lat temu były to najczęściej proste i siermiężne opery mydlane, a teraz skomplikowane produkcje, które oglądamy namiętnie, a potem dyskutujemy o nich w gronie znajomych.

Dr Andrzejewski nie obawia się, że zagraża nam zjawisko przeestetyzowania, przeciwnie, świat wciąż jest za mało estetyczny. Jego zdaniem nie należy spłycać definicji określenia tego, co jest lub nie jest estetyczne: – Tu nie chodzi o doświadczenia „powierzchni". To, co estetyczne, nie musi być wcale płytkie. Może być powiązane z innymi wyborami i wartościami. – Jako przykład podaje piękny, zielony, wystrzyżony trawnik, który sam w sobie jest atrakcyjny wizualnie, ale stoją za tym mało estetyczne konsekwencje – duże zużycie wody i środków chemicznych. – To, co estetyczne, nie jest niewinne – dodaje, czym zapewne zaskakuje wielu, którzy jeszcze nie przeniknęli istoty piękna na co dzień. – Jesteśmy w tyle za antropologami i etnologami, dla których badanie codzienności jest chlebem powszednim. Pora nadrobić tę lukę w dziedzinie filozofii – informuje i zachęca dr Andrzejewski. I podpowiada, jak to ugryźć: Dzieła sztuki są postrzegane jako przedmioty, które stworzył konkretny artysta znany z imienia i nazwiska. Tymczasem takie „coś" z życia codziennego jak „czystość", „porządek", mimo że wzbudza pozytywne odczucia, jest w perspektywie filozofii sztuki traktowane jako coś trywialnego, powierzchniowego, bez głębszego znaczenia. I to właśnie należy – zdaniem uczonego – zmienić, ponieważ „czystość" i „schludność" to też piękno, a piękno to sztuka, czy się to komuś podoba czy nie.