Czy polskie pielgrzymowanie jest fenomenem na skalę światową, jak to często ocenia rodzima prasa? Nic bardziej mylnego. Choć do 500 polskich sanktuariów podróżuje co roku 7 mln osób, rodzimy przemysł pielgrzymkowy jest nadal w powijakach. Każdy kraj ma swoje sanktuaria i rzeszę pątników gotowych wędrować do nich nawet co roku. Najlepszym przykładem wydarzenia o charakterze mistycznym łączącym się z niezwykle dochodowym biznesem jest Hadżdż, najliczniejsza na świecie pielgrzymka do Mekki, zgodnie z nakazem proroka Mahometa stanowiąca jeden z pięciu filarów islamu, czyli obowiązków muzułmanina. Do Mekki można podróżować w dowolnym czasie, ale raz do roku, w 12. miesiącu islamskiego kalendarza księżycowego Zu al-hidżdża (czyli miesiącu pielgrzymki), jest ona szczególnie wskazana. Miliony muzułmanów nawiedzają wówczas miejsce narodzin proroka Mahometa w Mekce i jego grób w Medynie, zostawiając przy okazji setki milionów dolarów, przez co wspierają niekończącą się przebudowę tego świętego miasta. Pragnieniem każdego muzułmanina jest znaleźć nocleg jak najbliżej świętego meczetu, najlepiej z widokiem na samą Kaabę – najświętsze miejsce islamu. Ceny w hotelach położonych przy sanktuarium sięgają kilku tysięcy dolarów za noc. Trudno się jednak dziwić, że noclegi w świętym mieście proroka są tak drogie, skoro ceny nieruchomości należą do najwyższych na na świecie i stale rosną. W ciągu 35 lat cena 1 mkw. ziemi w tym mieście wzrosła z 3 dol. w 1978 r. do 22 tys. dol. w 2013 r. Prawo zakupu gruntu lub gotowego lokalu w tym miejscu przysługuje jedynie muzułmanom. Zdarza się więc, że niektórzy inwestorzy europejscy przechodzą na islam. Inwestycja w Mekce zwraca się w ciągu zaledwie kilku miesięcy, a wszystkie bez mała przedsięwzięcia w obrębie Mekki i Medyny to gwarantowany zysk. W samym tylko 2012 r. 10-dniowa pielgrzymka Hadżdż przyniosła miastu zarobek 10 mld dol.
Meczety w Andaluzji i na Sycylii
Przemysł pielgrzymkowy jest dla muzułmańskich przedsiębiorców niezwykle lukratywny. Handel, dochód i przedsiębiorczość nie kłócą się z zasadami moralnymi dyktowanymi przez Koran. Kogo nie stać na inwestycje w Mekce czy Medynie, może liczyć na zyski w innych sanktuariach muzułmańskich: w Jerozolimie, Karbali, Al-Kufa, Nadżafie czy Meszhedzie, gdzie wolno także przebywać i handlować innowiercom. Islamski przemysł pielgrzymkowy jest tak dochodowy, że zaczyna kusić nawet europejskich polityków. W 2012 r. wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Antonio Tajani zaproponował utworzenie w Europie islamskich sanktuariów, do których mogliby pielgrzymować muzułmanie z Tunezji oraz innych islamskich rejonów świata. Chociaż słowa te padły 1 kwietnia, nie były primaaprilisowym żartem.
Tajani, włoski monarchista i jeden z ojców założycieli prawicowej partii Forza Italia, przypomniał, że zarówno w hiszpańskiej Andaluzji, jak i w południowej Francji oraz na Sycylii są miejsca, które w przeszłości stanowiły część świata muzułmańskiego. A pielgrzymki mahometan mogłyby służyć przybliżeniu Europejczykom islamskiej kultury i tradycji, która, jak twierdzi Tajani, „stanowiła nierozłączną część historii naszego kontynentu". Polityk, który od lat specjalizuje się w problemach europejskiego transportu, zwietrzył świetny interes dla obszarów, które szczególnie silnie dotknął kryzys strefy euro.
Wybudowanie infrastruktury pielgrzymkowej, restauracja zabytków kultury muzułmańskiej, rozbudowa połączeń lotniczych i morskich z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu oraz stworzenie sieci usług w tych regionach Europy przyniosłyby setki milionów euro zysku. Jednak z punktu widzenia zawikłanych kwestii kulturowo-historycznych pomysł Antonio Tajaniego wydaje się bardzo ryzykowny.
Pielgrzymi i natura
Niezależnie od rozwoju nauki i techniki liczba osób poszukujących źródła duchowej inspiracji rośnie z roku na rok. Na początku XXI w. więcej ludzi pielgrzymuje do miejsc świętych na naszej planecie niż przez ostatnich tysiąc lat. 39 sanktuariów największych religii świata rocznie odwiedza 200 mln wiernych. Cała infrastruktura handlowo-turystyczna obsługująca te największe migracje na świecie przynosi zyski większe niż wszystkie wydarzenia sportowe razem wzięte.