– W takich przypadkach byłam bezbronna. Media kształtują opinię, mój głos w tym hałasie nie byłby słyszalny, więc postanowiłam nie marnować energii na dyskusję. Muszę żyć i trenować z tymi wszystkimi spekulacjami i ignorować, co inni mówią i myślą. Oni i tak nie wiedzą, co zrobiłam, by być tak dobra, jak jestem – mówiła w jednym z wywiadów Bjoergen.
Nie można wykluczyć, że takie ochronne rozwiązanie podsunęła jej Britt Tajet-Foxell, pani psycholog, którą poznała w 2009 roku. Tajet-Foxell przez 20 lat pomagała przezwyciężać ból, niepewność, fobie i strach tancerzom londyńskiego Royal Ballet. Wcześniej pracowała jako fizjoterapeutka w St. Thomas Hospital, więc łączyła techniki psychologiczne z wiedzą o reakcjach ciała na znaczny wysiłek.
Zostanie blisko nart
Sportowcom też zaczęła pomagać, również medalistom olimpijskim i mistrzom świata z Wielkiej Brytanii i Norwegii. Z Marit zrozumiały się doskonale. Reporterzy sportowi dostrzegli wkrótce nowy obrazek – podczas mistrzostw świata albo zawodów olimpijskich przed i po każdym starcie Marit wymieniała esemesy z panią psycholog. Co w nich było, nikt się nie dowiedział, ktoś tylko podpatrzył, że Britt Tajet-Foxell poprosiła, by Marit wybrała zwierzę, z jakim mogłaby się identyfikować. Biegaczka wybrała tygrysa.
Czy pani psycholog podsuwała recepty na szczęście poza sportem? Chyba nie, w każdym razie nic o tym nie wiadomo. Marit Bjoergen, jeśli już decydowała się ujawnić odrobinę prywatności, sprawiała lepsze wrażenie niż na ośnieżonej trasie. Mieszka w Oslo, w nowoczesnym domu z ogrodem przy ulicy Thorleifa Hauga (sławy norweskiego narciarstwa klasycznego lat 20., potrójnego mistrza olimpijskiego z Chamonix 1924), mniej więcej w połowie drogi między Voksenkollen, przedostatnią stacją metra linii nr 1, a wzgórzem Holmenkollen. Na nartorolkach można tam latem biegać blisko domu, z czego Marit chętnie korzystała i będzie korzystać. W domu zupełnie nie widać, że zdobywała dziesiątkami złote krążki, kryształowe kule i metalowe puchary. Na ścianach wisi parę obrazków z fotografiami rodzinnymi.
Od 2005 roku Marit dzieli ten dom z Fredem Boerre Lundbergiem, czterokrotnym medalistą olimpijskim z lat 90. w kombinacji norweskiej. Ich syn Marius Bjoergen Lundberg ma ponad dwa lata. Urodził się w Boże Narodzenie 2015 roku. Te narodziny jego sławna matka wymienia jako najważniejszy powód zakończenia kariery.
W Rognes bywa często, także dlatego, że założyła kilka lat temu fundację wspierającą dzieciaki z jej pierwszego i jedynego klubu. Jest też honorową obywatelką gminy.
Życie po życiu mistrzyni zapowiada się ciekawie. Sponsor, firma Asko (największy norweski hurtownik spożywczy), już ma pomysł, by Marit pomagała poprawić aktywność fizyczną pracowników, by dawała wykłady w całym kraju. Nadtrener norweskiej kadry biegowej Vidar Loefthus wspomina, że Marit mogłaby wkrótce pełnić jakąś rolę w reprezentacji, może jako mentorka albo wielka motywatorka. Ofertę pracy szkoleniowej dostała tego samego dnia, gdy oświadczyła w telewizji, że kończy karierę.
Ma z Fredem Lundbergiem sieć ośrodków treningowych pod szyldem Gymtimen AS, które przynoszą im około 3 mln koron rocznie. Majątek Bjoergen szacowany jest na 37 mln koron, więc w pośpiechu nowej pracy szukać nie musi. Marit nie bardzo miała czas wydawać pieniądze na przyjemności, choć bliscy twierdzą, że nie ma i chyba nigdy nie będzie miała takiej skłonności.
– Będę blisko nart, tylko nie od razu, może za rok – obiecała Norwegom. Na razie są Marius, Fred, rodzina w Rognes i być może będzie parę chwil wakacji na Arubie.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95