Sprawa trafiła do głównego, wieczornego wydania wszystkich dzienników telewizyjnych. „Gazzetta dello Sport" pisze o incydencie na pierwszych pięciu stronach. Dwa największe włoskie dzienniki „Corriere della Sera" i „La Repubblica" poświęcają mu po dwie strony. Wypowiadają się politycy i moralne autorytety. Już niebawem sportowy trybunał wyda wyrok. Eksperci kodeksu sportowego tłumaczą: "Jeśli Mancini byłby gejem, wówczas Sarri dostałby 4 miesiące dyskwalifikacji za homofobię. Najpewniej więc dostanie dwa tygodnie". Dodajmy, że włoskie prawo nie uznaje homofobii za przestępstwo specjalnego rodzaju. Karze za nią jak za obrazę i dyskryminację na każdym innym tle. A Mancini faktycznie gejem nie jest. "La Repubblica" nie bez racji pisze dziś o przystojnym trenerze, a kiedyś znakomitym napastniku, "notorycznie heteroseksualny".

W całej tej przykrej historii uderza kilka rzeczy. Przede wszystkim ogromny rozgłos. Gdyby obraza dotyczyła powiedzmy tego, że matka Manciniego, albo jego narzeczona źle się prowadzą, jego inteligencji czy podłych przymiotów moralnych, pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował.

Gdy kilka lat temu jeden włoski trener kopnął drugiego, i to na oczach kamer, dostał za to tylko miesiąc dyskwalifikacji. FIFA niedawno zdyskwalifikowała szefa włoskiego związku futbolowego na pół roku, bo piętnując bezsensowne sprowadzanie słabych piłkarzy z Afryki popisał się werbalnym rasizmem: „Jakiś Opti Poba (nazwisko fikcyjne – pk) jednego dnia zbiera banany, a drugiego gra w Lazio". Cała postępowa Italia żądała kiedyś głowy tego samego prezesa, bo stwierdził, że atletycznie piłkarki ustępują piłkarzom. Uznano to za manifestację seksizmu.