List jest odpowiedzią na słowa wicemarszałka Senatu, którego ten w środę udzielił telewizji Superstacja. "Wypowiedzi senatora Borusewicza były oburzające i obraźliwe dla tysięcy Polek" - stwierdzają autorki listu.
Nawiązując do odrzuconego w Sejmie projektu ustawy autorstwa komitetu "Ratujmy Kobiety 2017", liberalizującego przepisy dot. aborcji, działaczki piszą, że oburzył je "fakt traktowania ogólnopolskiej, społecznej inicjatywy jako spisku dwóch partii politycznych, tj. Razem i SLD".
"Kiedy latem i zimą stałyśmy pod Senatem, często Pan do nas wychodził, zna Pan nasze twarze i widział autentyczne zaangażowanie w obronę praworządności w Polsce. Tym bardziej jest nam przykro słyszeć teraz z Pana ust podobne insynuacje. Czas zrozumieć podstawową zasadę: politycy są dla obywateli, nie obywatele dla polityków" - piszą autorki.
Wspominając słowa Borusewicza "Ja wiem, jaka jest intencja polityczna. to przecież nie chodzi o tę ustawę", działaczki stwierdzają, że "skończyły się czasy, kiedy mężczyźni tłumaczą kobietom, co rzeczone mają na myśli". "Przykre jest to, że w swoim zapętleniu stracił Pan zrozumienie, czym są ruchy społeczne. Przełom w walce o prawa obywatelskie dzieje się na pana oczach, a Pan w naszych działaniach widzi rzekomy atak ze strony partii, które nie miały z protestem nic wspólnego (w stolicy organizował go samodzielnie Warszawski Strajk Kobiet). Takowe są owszem w komitecie Ratujmy Kobiety, ale on nie był ani inicjatorem, ani organizatorem Czarnej Środy" - czytamy w liście.
Komentując obowiązujące przepisy ws. aborcji, Warszawski Strajk Kobiet stwierdza, że "trudno nazwać kompromisem prawo, które zostało ustanowione przy tak dużym sprzeciwie społecznym". "Był to w dodatku układ między politykami a hierarchami Kościoła katolickiego. Episkopat nie powinien być instytucją, której stanowisko stanowi dla polityka jakikolwiek wyznacznik" - piszą autorki.