W myśl nowych przepisów osoba, której zaległości alimentacyjne stanowią równowartość co najmniej trzech świadczeń, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Wcześniej na takie konsekwencje narażone były tylko osoby uporczywie uchylające się od obowiązku alimentacyjnego. Wystarczało płacić niewielką część alimentów, by takie przepisy nie działały. Wyższa kara grozi teraz tym, którzy nie płacąc alimentów, narażają osobę uprawnioną na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb, tj. zakupu jedzenia, ubrań czy też kosztów leczenia.

Dłużnicy przestraszyli się tych konsekwencji. – W czerwcu wpadliśmy na pomysł, by do osób zalegających z płatnościami rozesłać informację, jakie grożą im konsekwencje – mówi Arkadiusz Kulewicz z Gdańskiego Centrum Świadczeń. – To był strzał w dziesiątkę, zainteresowani zaczęli się z nami kontaktować telefonicznie i osobiście.

Zadłużenie wobec funduszu alimentacyjnego w Gdańsku to prawie 140 mln zł od 3,8 tys. dłużników. Rekordzista, ojciec siedmiorga dzieci, ma zaległości na ponad 260 tys. zł. Pracownicy Centrum wyślą w najbliższych tygodniach na policję prawie tysiąc zawiadomień o niezapłaconych alimentach.

Jak wynika z danych BIG InfoMonitor, na koniec kwietnia długi alimentacyjne Polaków wynosiły prawie 10,5 mld zł. W rejestrze widniało już blisko 302 tys. osób niepłacących na dzieci, a kwota przyrasta o ok. 100 mln zł miesięcznie.

Największa liczba niepłacących zamieszkuje Warszawę, Łódź i Kraków. – Na podstawie statystyk z 18 stolic województw, gdzie zaległości przekraczające 1,7 mld zł wobec dzieci ma 48,5 tys. osób, można śmiało stwierdzić, że niepłacenie alimentów to przewinienie ponaddwukrotnie częściej spotykane wśród mieszkańców dużych miast niż w pozostałych rejonach kraju – zauważa Mariusz Hildebrand, wiceprezes BIG InfoMonitor.