Hubert Kozieł: Niech policja przyjedzie na Facebooka!

Przez anglojęzyczne mainstreamowe media przetacza się kampania wymierzona w teorie spiskowe i tzw. fejkowe newsy. Establiszment zauważył bowiem, że przegrywa wojnę informacyjną.

Aktualizacja: 16.12.2016 20:18 Publikacja: 16.12.2016 17:48

Hubert Kozieł: Niech policja przyjedzie na Facebooka!

Foto: AFP

Internet od lat był platformą rozpowszechniania teorii spiskowych. I trzeba przyznać, że rozchodziły się one w sieci całkiem swobodnie. Bez większego wysiłku można było w czeluściach sieci znaleźć artykuły „dowodzące", że to Bush wspólnie z Mossadem rozwalili wieże WTC, że prezydent Eisenhower zawarł tajny pakt z kosmitami czy też, że królowa brytyjska to tak naprawdę jaszczuropododny przybysz z Kosmosu. Jedni w to wszystko wierzyli, inni tylko w niektóre wątki, wielu przyjmowało te rewelacje obojętnie a mnóstwo osób je wyśmiewało. Powszechnie jednak panowało przekonanie, że snucie teorii spiskowych to domena niszowych grupek nie mających wpływu na rzeczywistość. Po ostatnich wyborach prezydenckich w USA wszystko się jednak zmieniło. Za klęskę Hillary Clinton obwiniono właśnie niszowe grupy konspirologów rozpowszechniające w mediach społecznościowych „fałszywe wiadomości" dotyczące korupcji pani Clinton oraz jej podejrzanych koneksji. Przez mainstream przetoczyła się fala oburzenia. „Trzeba zatrzymać fałszywe wiadomości, zanim ktoś przez nie zginie!" – argumentowało wielu komentatorów.

Trudno się z nimi nie zgodzić. Publikowanie fałszywych wiadomości może bowiem prowadzić do tragedii. W 2003 r. amerykańskie mainstreamowe media donosiły przecież, powołując się na CIA, że Saddam Husajn posiada ogromny arsenał broni masowej zagłady i jest gotów go użyć przeciwko reszcie świata. To posłużyło za pretekst do wojny, która kosztowała życie setek tysięcy ludzi. W 1990 r. mainstreamowe media rozpowszechniały zaś wstrząsającą relację pielęgniarki z Kuwejtu mówiącą o tym, że iraccy żołnierze wyrzucali wcześniaki z inkubatorów w kuwejckim szpitalu. Historia okazała się totalnym zmyśleniem a „pielęgniarka" przedstawiana jako świadek irackich zbrodni była córką kuwejckiego ambasadora w Waszyngtonie. W czasie wojen na Bałkanach w latach 90. XX w. medialny mainstream starał się podkręcać jak tylko się da historie o serbskich zbrodniach a wyciszał opowieści o przewinach chorwackich, bośniackich czy albańskich. Po zamachu terrorystycznym na WTC z 1993 r. początkowo nawet spekulowano, że winnymi są jugosłowiańscy terroryści. (Belgradzkie media przekonywały natomiast, że w Dubrowniku i Sarajewie walczą przeciwko wojskom serbskim „ustasze z Singapuru" i że Jugosławia jest w stanie postawić się USA.) Tego typu medialne zagrywki mają bardzo długą tradycję. Gazety w USA pod koniec lat 90. XIX w. przygotowywały naród na wojnę przeciwko Hiszpanii publikując wyssane z palca krwiożercze historie o hiszpańskich okupantach na Kubie. W XVI w. Anglii straszono zaś naród tym, że tysiącami hiszpańskich mamek płynących na pokładach statków z Wielkiej Armady, po to, by odebrać dzieci angielskim protestantom.

Zdarzało się również, że na potrzebny „efektownej narracji" korespondenci wojenni inscenizowali „frontowe relacje". Część relacji CNN z czasów pierwszej wojny w Zatoce Perskiej została nakręcona w studiu, choć widzów przekonywano, że to zdjęcia z ostrzeliwanej irackimi rakietami Arabii Saudyjskiej. Często również zdjęcia zrobione podczas jednego konfliktu zbrojnego są ponownie wykorzystywane jako  obrazy dokumentujące „świeży" konflikt. Czasem bezczelnie wykorzystuje się do tego fragmenty filmów wojennych. Np. rosyjskie media publikowały zdjęcie dziewczynki siedzącej na gruzach domu, która rzekomo straciła rodziców podczas ukraińskiego ostrzału artyleryjskiego. Tak naprawdę był to jeden z materiałów promocyjnych filmu wojennego „Twierdza Brzeska".

Niedawny sondaż z Francji wykazał, że aż 90 proc. ankietowanych uważa, że tamtejsza prasa kłamie. Brytyjskie BBC, niegdyś uznawane za wzorzec dziennikarskiego profesjonalizmu, potrafi obecnie zaliczyć takie wpadki merytoryczne jak podanie, że stan wojenny został wprowadzony w Polsce w 1989 r. Niemieckie media, mieniące się strażnikami wolnego dyskursu, w pewnych sprawach – np. w kwestii polityki migracyjnej i zagranicznej – prezentują zadziwiająco zunifikowany przekaz. O tym jak bardzo nasycone są propagandą mainstreamowe media w Rosji nie trzeba chyba pisać. Ich propaganda może wydawać się nam bardziej toporna od narracji w mediach amerykańskich, ale również jest skuteczna. Potrafiły one przekonać wielki liczebnie naród, że zagraża mu malutka Gruzja dużo skuteczniej niż amerykańskie media przekonywały cały świat, że Stanom Zjednoczonym zagrażała Panama.

Nic dziwnego więc, że coraz więcej ludzi nie ufa tradycyjnym mediom i zwraca się ku internetowemu królestwu teorii spiskowych. Próba powstrzymania tego trendu jest jednak skazana na porażkę. Gdy odwiedziłem Chiny usłyszałem tam od mojej koleżanki z Szanghaju: „Tutaj nie ma Facebooka, ale na Weibo, czyli naszym Facebooku możemy w miarę swobodnie wszystko komentować. Cenzura czyści komentarze zazwyczaj tylko przed świętami narodowymi". Wolna myśl może zostać powstrzymana tylko przez mury wewnętrznego, mentalnego więzienia.

Internet od lat był platformą rozpowszechniania teorii spiskowych. I trzeba przyznać, że rozchodziły się one w sieci całkiem swobodnie. Bez większego wysiłku można było w czeluściach sieci znaleźć artykuły „dowodzące", że to Bush wspólnie z Mossadem rozwalili wieże WTC, że prezydent Eisenhower zawarł tajny pakt z kosmitami czy też, że królowa brytyjska to tak naprawdę jaszczuropododny przybysz z Kosmosu. Jedni w to wszystko wierzyli, inni tylko w niektóre wątki, wielu przyjmowało te rewelacje obojętnie a mnóstwo osób je wyśmiewało. Powszechnie jednak panowało przekonanie, że snucie teorii spiskowych to domena niszowych grupek nie mających wpływu na rzeczywistość. Po ostatnich wyborach prezydenckich w USA wszystko się jednak zmieniło. Za klęskę Hillary Clinton obwiniono właśnie niszowe grupy konspirologów rozpowszechniające w mediach społecznościowych „fałszywe wiadomości" dotyczące korupcji pani Clinton oraz jej podejrzanych koneksji. Przez mainstream przetoczyła się fala oburzenia. „Trzeba zatrzymać fałszywe wiadomości, zanim ktoś przez nie zginie!" – argumentowało wielu komentatorów.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Najważniejsza jest idea demokracji. Także dla gospodarki
Wydarzenia Gospodarcze
Polacy szczęśliwsi – nie tylko na swoim
Materiał partnera
Dezinformacja łatwo zmienia cel
Materiał partnera
Miasta idą w kierunku inteligentnego zarządzania
Materiał partnera
Ciągle szukamy nowych rozwiązań