Maria M. domagała się od córki i zięcia zwrotu darowizny: połowy udziałów w prawie własności nieruchomości, którą w 1994 r. podarowała wraz z mężem młodym małżonkom. Jej zdaniem dzieci zachowały się wobec niej nagannie. Córka sama przyznała się do tego przed sądem i uznała powództwo. Problem był z zięciem.
Agresja podlana alkoholem
Przedmiotem darowizny było ponadhektarowe gospodarstwo rolne: ziemia i budynki. Na rzecz darczyńców ustanowiona została dożywotnia nieodpłatna służebność mieszkania w całym budynku mieszkalnym, a obdarowani – Halina i Krzysztof K. - zobowiązali się zapewnić rodzicom pomoc i pielęgnację.
Początkowo wszyscy żyli zgodnie pod jednym dachem. Po śmierci męża Marii M. relacje z córką i zięciem zaczęły się psuć, bo nadużywali oni alkoholu. Podczas, gdy Maria M. zajmowała się wnukami, druga babcia, matka zięcia, często sama brała udział w libacjach. Na uwagi zwracane przez Marię M., dzieci reagowały agresją i wulgarnymi wyzwiskami. Zięć popychał teściową i krzyczał, że jej miejsce jest na cmentarzu. Słyszeli to sąsiedzi. W 2011 r. Maria M. został pobita przez córkę i zięcia, odwieziono ją do szpitala. Miała problemy z sercem.
Dziś Maria M. ma 83 lata jest osobą starą i schorowaną, wymaga opieki i pomocy w codziennym życiu. Natomiast między córką a zięciem toczy się sprawa o rozwód. Nie mieszkają razem. W 2012 r. Krzysztof K. zabrał dzieci i wyprowadził się do innego mieszkania. Od tego czasu ani raz nie odwiedził teściowej, nie interesuje się jej losem i nie pomaga jej, choć zobowiązał się do tego w akcie notarialnym. Kontaktu z babcią zabrania także dzieciom i negatywnie je do niej nastawia. W efekcie wnuczka także dopuszczała się wobec babci aktów przemocy. Okręgowy ustalił to na podstawie zeznań powódki, pozwanej i świadków.
Obowiązek wdzięczności
Krzysztof K. przyznał, że otrzymał od teściowej pismo odwołujące darowiznę. Twierdził jednak, że tylko żona źle się odnosiła do swojej matki. Natomiast jego stosunki z teściową miały się popsuć po tym, gdy ta oskarżyła go o molestowanie wnuczki. Sąd nie dał jednak wiary zeznaniom Krzysztofa K.