Funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu (obecnie Służba Ochrony Państwa) w Oświęcimiu jechali za szybko, wymijali na podwójnej ciągłej, ale kary nie poniosą – krakowska prokuratura potwierdziła w poniedziałek, że w śledztwie uznano to jedynie za „ewentualne" wykroczenie, które pozostało bez wpływu na wypadek premier, i przekazała sprawę policji.
Zamazać obraz
Prokuratura Okręgowa w Krakowie została zmuszona do wyjaśnień m.in. po poniedziałkowej publikacji „Rzeczpospolitej". Opisaliśmy w niej kulisy nacisków na trójkę prokuratorów od roku prowadzących śledztwo – dwa dni przed wydaniem decyzji o zakończeniu śledztwa prokuratorzy odmówili wykonania polecenia przełożonego (szefa Prokuratury Okręgowej w Krakowie), by zamknąć postępowanie i oskarżyć o spowodowanie wypadku tylko Sebastiana K. – kierowcę seicento.
Powołując się na zachowanie niezależności, prokuratorzy złożyli wnioski o ich wyłączenie – formalnie śledztwo zamknął więc ich szef. Według informacji TVN24.pl, zespół chciał badać dogłębnie w osobnym postępowaniu organizację przejazdu kolumny premier Szydło (np. za duży odstęp między audi a pojazdami ochronnymi) oraz kwestię sygnałów dźwiękowych.
Sprawa jest poważna, bo prokuratorzy chcieli zbadać, czy 11 „borowików" premier Szydło złożyło zgodne z prawdą zeznania, iż rządowa kolumna miała „dźwięki" – przeczą temu postronni świadkowie.
Po publikacji „Rzeczpospolitej" prokuratura wydała oświadczenie, tłumacząc się ze swoich kroków. „Żadna decyzja merytoryczna w sprawie odpowiedzialności za wypadek kierowcy Fiata Seicento Sebastiana K. nie wyklucza badania innych wątków, w tym kwestii użycia sygnałów dźwiękowych przez pojazdy wchodzące w skład kolumny rządowej, ani przyczynienia się do wypadku przez funkcjonariuszy ówczesnego BOR"– podaje komunikat. „W toku jest osobne postępowanie dotyczące podejrzenia przekroczenia dozwolonej prędkości i przekroczenia linii ciągłej jezdni przez funkcjonariuszy BOR, którzy prowadzili pojazdy wchodzące w skład kolumny uprzywilejowanej" – wskazuje jej rzecznik, prok. Janusz Hnatko.