- To jest zamknięte środowisko, gdzie ludzie się znają, spotykają się w różnych relacjach, wiedzą, że mogą sobie zaufać, rodzi się braterstwo krwi na polu walki. Za te świetne współdziałanie wielu żołnierzy zapłaciło krwią, to ich wysiłek spowodował, że trafiliśmy do elity NATO - wyjaśniał Polko w programie "Kropka nad i".

Polko zaznaczył jednak, że pierwszy raz Amerykanie byli zaniepokojeni sytuacją w Polsce za rządów PO. - Pierwsze takie uderzenie, które miało miejsce, jeżeli chodzi o wojska specjalne to było to, że minister Siemoniak był zbyt slaby i pozwolił sobie wprowadzić reformę ministra Kozieja - powiedział. Przez tę reformę z jednego dowództwa zrobiono dwa ośrodki - w Warszawie i w Krakowie. - Amerykanie przestali wiedzieć, z kim mają rozmawiać - powiedział generał.

Były dowódca GROM-u zauważył, że sporo generałów wojsko straciło nie tylko teraz, ale także w 2010 roku, w katastrofie smoleńskiej.

Z kolei generał Bieniek w "Faktach po Faktach" zwrócił uwagę na niebezpieczeństwa, jakie grożą w związku ze zmianami. - Zawsze proces przygotowania następców, jest procesem długotrwałym. We wszystkich armiach świata na stanowiska dowódcze przechodzą ludzie z tego środowiska. Mam nadzieję, że mianowany właśnie następca Marchwica podoła obowiązkom - powiedział.

Generał Bieniek uważa, że zmianom na pewno z uwagą przyglądają się Amerykanie. - Ja ich wszystkich znam. Oni na pewno będą wyrażali swoje zdziwienie, że te zmiany odbywają się w tak szybkim tempie - skomentował. Generał Polko zauważył zaś, że w tej chwili w strukturach NATO nie mamy żadnego generała na flagowym stanowisku.