- Przygotowano wobec mnie prowokację przez byłych pracowników Biura Spraw Wewnętrznych - powiedział dziennikarzom Zbigniew Maj. Dodał, że jest policjantem, a nie politykiem. - Przyszedłem do komendy policji z misją jej poprawy. Podałem się do dymisji, bo nie chciałem być obciążeniem dla policji i przełożonych - wyjaśnił Maj. - Czarę goryczy przelał wczoraj fakt, kiedy na komisji sejmowej poseł opozycji zapytał mnie wprost o kwestie prowokacji wobec mojej osoby - powiedział.

Według ustaleń Andrzeja Stankiewicza z działu krajowego "Rzeczpospolitej", w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy do prokuratury wpłynęły informacje, które rzucają cień na komendanta. Zostały one zebrane w jedno śledztwo i trafiły do Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Maja miał obciążyć były informator policji, który zarzucał komendantowi m.in. wymuszanie pieniędzy i drogich alkoholi. Do śledczych z Łodzi wpłynęły też materiały dotyczące podejrzanych rozgrywek biznesowych w Kaliszu.

- Moja sprawa dotyczy rzekomo przyjęcia przeze mnie korzyści majątkowej w postaci pięciu butelek wódki i nierozliczenia 10 tys. zł - powiedział na konferencji Zbigniew Maj. Dodał, że od dwóch miesięcy, odkąd objął stanowisko komendanta głównego policji, jest pytany przez dziennikarzy o tę sprawę. - Nie zostałem wezwany w charakterze świadka, ani tym bardziej nie mam postawionych zarzutów - tłumaczył Maj. Przyznał, że nie może skutecznie pracować w atmosferze pomówień, dlatego składa rezygnację z funkcji komendanta.

Zbigniew Maj wyjaśniał, że po swoim przyjściu do KGP zaczął wprowadzać reformę zarówno samej Komendy, jak i zmiany w stylu pracy, zarządzaniu poszczególnych komend wojewódzkich. - Przeprowadziłem audyt w Biurze Spraw Wewnętrznych (...) Dotknąłem układów, które od lat funkcjonowały w wielu miejscach w policji i zostałem zaatakowany - mówił insp. Maj.

MSWiA poinformowało, że szef resortu Mariusz Błaszczak będzie rekomendował premier Beacie Szydło przyjęcie rezygnacji komendanta.