Wprowadzony w 2015 r. pakiet onkologiczny nie poprawił znacząco sytuacji chorych. Skorzystała z niego tylko niewielka część pacjentów – wynika z raportu NIK, który poznała „Rzeczpospolita".
– Problemem jest nieskoordynowany i chaotyczny proces diagnostyczny, finanse i późne wykrycie choroby. Zaniepokojenie budzi też skuteczność leczenia – ocenia prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski.
Sztandarowy projekt rządu PO miał przyspieszyć diagnostykę osób z podejrzeniem raka i zapewnić im dostęp do leczenia poza kolejką. To ważne, bo nowotwory diagnozuje się u 159 tys. osób rocznie, a 96 tys. chorych umiera, najczęściej z powodu zbyt późnego ich wykrycia.
Chodziło więc o to, by chorobę zdiagnozować w jak najwcześniejszym stadium, najlepiej już w gabinecie lekarza pierwszego kontaktu. Chory dostaje wówczas kartę diagnostyki i leczenia onkologicznego (DiLO), czyli tak zwaną zieloną kartę. Jest ona przepustką do szybkiej ścieżki onkologicznej.
Ten mechanizm działa jednak słabo, bo procedurą objęto jedynie 14 proc. chorych leczonych w poradniach specjalistycznych i 29 proc. w szpitalach. Bez karty pacjent z podejrzeniem nowotworu i tak musiał czekać w kolejce.