„Od kiedy wiem, że mam wielopostaciowego glejaka, życie całkowicie się zmieniło. Doceniam je, jak nigdy wcześniej" – napisał w sierpniu na Facebooku były rzecznik SLD Tomasz Kalita. Nie tylko ogłosił, że zmaga się z jednym z najgorzej rokujących nowotworów, ale też zaapelował o zalegalizowanie leczniczej marihuany. „Ponoć pomaga olej z marihuany. To straszne, że aby zrobić w mojej sytuacji wszystko, co możliwe, musiałbym łamać prawo. Oby mój post dał rządzącym do myślenia" – dodał.
Jeszcze w sierpniu Sojusz Lewicy Demokratycznej w formie petycji wniósł do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, a Kalita stał się jedną z twarzy walki o marihuanę wykorzystywaną w celach leczniczych. Spotkał się w tej sprawie z prezydentem Andrzejem Dudą, wysłał list do Jarosława Kaczyńskiego, występował w mediach i manifestował przed Sejmem.
Zmarł 16 stycznia. – Testament Kality to nie tylko ustawa o leczniczej marihuanie, ale także wołanie o inną jakość życia publicznego – mówił na jego pogrzebie były szef SLD Leszek Miller. Już wiadomo, że tego testamentu, przynajmniej w odniesieniu do ustawy złożonej przez SLD, nie uda się wypełnić. W czwartek sejmowa Komisja do Spraw Petycji wyrzuciła ją do kosza.
Ustawa zakładała stworzenie programu leczenia za pomocą tzw. Rick Simpson Oil. Nazwa preparatu pochodzi od nazwiska Amerykanina, który jako pierwszy zaczął stosować olej z kwiatów konopi w terapii nowotworowej. SLD proponował też depenalizację przywozu do Polski konopi używanych w celach leczniczych.
Skąd negatywna decyzja komisji? Zaważyła opinia Ministerstwa Zdrowia. Podczas posiedzenia wiceminister Krzysztof Łanda polemizował z fragmentem uzasadnienia, w którym SLD pisze, że preparaty z marihuany „w niektórych przypadkach sprzyjają zahamowaniu rozwoju" nowotworów. Wiceminister wywodził, że takie leki mogą być skuteczne główne w bólu przewlekłym, leczeniu przeciwwymiotnym, stwardnieniu rozsianym i zaburzeniach snu.