Latos podkreślił, że dodatkowe pieniądze w systemie publicznej służby zdrowia są potrzebne, ponieważ "z 4,5 proc. PKB (przeznaczonych na ochronę zdrowia - red.) daleko nie zajedziemy". Zaznaczył jednocześnie, że nie o same pieniądze chodzi, lecz również o efektywność ich wydawania, która obecnie - zdaniem posła PiS - pozostawia wiele do życzenia. Dlatego, zdaniem parlamentarzysty, skokowy wzrost nakładów na służbę zdrowia nie byłby wskazany, dlatego, że jednocześnie ze wzrostem wydatków "system trzeba przemodelować".
Polityk zapewnił, że choć po likwidacji NFZ pieniądze na ochronę zdrowia będą de facto znajdować się w budżecie to jednak posłowie "ustawą mają przyjąć stały współczynnik wzrostu tych środków", tak aby ich wysokość nie zależała od dobrej woli ministra finansów.
Latos wyjaśnił też, że powołana zostanie nowa instytucja (w miejsce NFZ), która będzie te pieniądze rozdzielać. W jej pracach mają zostać wykorzystane osoby, które dziś w Funduszu zajmują się "działalnością merytoryczną".
Poseł przekonywał też, że w służbie zdrowia nie powinno dochodzić do rewolucji - czyli "jednorazowego, skokowego przejścia do nowego systemu", bo to "mogłoby być niebezpieczne". Chodzi m.in. o koncepcję sieci szpitali - a więc takie profilowanie placówek medycznych w danym regionie, by ich oferta była zgodna z potrzebami lokalnej społeczności. - Trudno oczekiwać, że z dnia na dzień powie się, iż w szpitalu powiatowym w powiecie X ma być zlikwidowany oddział Y. Potrzeba okresu przygotowawczego. Bez tego byłby chaos w systemie - zaznaczył Latos.
Parlamentarzysta był też pytany o zmiany w ustawie Prawo farmaceutyczne, które - w zamyśle - mają powstrzymać proces tworzenia nowych aptek. - Chcemy utrzymać status quo. Nikt sieciom, które już na rynek weszły, aptek nie będzie odbierał - zapewnił Latos. Dodał, że chęć powstrzymania ekspansji takich sieci wynika z obawy przed tym, że wypchną one z rynku apteki indywidualne, po czym rynek zostanie podzielony między 2-3 sieci, które wówczas mogą zacząć narzucać wyższe ceny pacjentom.