Tak mniej więcej dwa lata temu dostałem mandat za przekroczenie prędkości. Zapłaciłbym bez szemrania, gdyby nie fakt, że opiewał na prędkość, którą na pewno nie jechałem. Zakwestionowałem i wylądowałem w sądzie municypalnym (miejskim). Pech chciał, że trafiłem na sędziego, który albo miał zły humor, albo po całym dniu pracy był zmęczony (sprawa odbywała się około godziny dwudziestej). Mimo moich dowodów, że mam urządzenie, które informuje mnie o przekroczeniu prędkości, sędzia uznał, że policjant na pewno wiedział, co robi, był wyszkolony, a że nie wezwałem go na świadka z osobistym stawiennictwem, dał wiarę jego pisemnemu raportowi i utrzymał wlepiony mi mandat. Dołożył koszty sądowe (opcjonalne w takich przypadkach).
Ech, te naleciałości...
Moje przyznanie się, że owszem, przekroczyłem, ale o połowę tego, za co dostałem mandat, zostało skwitowane uwagą, że w ogóle nie można dozwolonej prędkości przekraczać. Prawie mowę mi odjęło, bo mandat był za określoną prędkość, 81 km w strefie 50 km na godzinę. Niestety, mimo że moim klientom zawsze to odradzam, broniłem się sam. Mój wspólnik adwokat powiedział, że on by się nie patyczkował i wezwał policjanta, żeby zeznawał w sądzie. Ja założyłem, że się obronię bez przesłuchiwania policjanta, że szkoda rujnować rozkład pracy policjantów, którzy powinni ścigać poważne przestępstwa, a nie tracić czas w sądzie o mandat kilkusetdolarowy. W tym czasie mogą przecież być gdzieś naprawdę potrzebni. A mój wspólnik podsumował, że mam naleciałości z PRL, bo myślę o społeczeństwie, a nie o sobie. Miał dużo racji!
Sędzia był szczęściarzem, bo nie miałem czasu na odwoływanie się. Wszak to mnie trzeba było udowodnić, że jechałem 81km/h. Jeśli się tego nie udowodni, co do kilometra, to fakt, że się jechało 30 km na godzinę ponad limit, nie wystarczy i sędzia powinien obwinionego uniewinnić! Zapłaciłem, zapomniałem, aż do końca września, kiedy przeczytałem w prasie serię artykułów o projekcie Ministerstwa Sprawiedliwości, by wyprowadzić z sądów sprawy o wykroczenia. Nie tak dawno pisałem, jaką siłę ma prasa! Na stronie internetowej Ministerstwo Sprawiedliwości zdementowało tę informację. We wcześniejszej odpowiedzi na interpelację poselską MS również podało, że nie są prowadzone takie prace. Skąd więc prasa miała takie informacje?
Sąd nie zajmuje się drobiazgami
Sędziowie sądów rejonowych mają rocznie pół miliona spraw o mandaty! Nie rozumiem jak można zawracać im głowę takimi sprawami! Kiedyś były rozpatrywane przez kolegia do spraw wykroczeń. Wówczas nie orzekali zawodowi prawnicy. Od takiego orzeczenia można było odwołać się do sądu. W 2001 r. zlikwidowano kolegia i orzekanie w sprawach o wykroczenia włączono do kompetencji sądów. Zmiany w kodeksie postępowania karnego wprowadzone w 2015 r. (słynna, jednakże krótkotrwała, kontradyktoryjność procesu) objęły również kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia. Chodziło o to, by procedura w sprawach o wykroczenia była sformalizowana nie bardziej niż uproszczone postępowanie karne. A teraz, gdy wróciliśmy do postępowania, w którym ma być znaleziona prawda materialna, potrzebne jest aktywne zaangażowanie sądu w ocenę zebranego w sprawie materiału dowodowego pod kątem popełnienia wykroczenia.
Nie jest sądzone przez sędziego rejonowego przestępstwo, ale wykroczenie – czyn zakazany – z jakichś względów, czasem nawet nie wiadomo jakich. Na przykład nie rozumiem, gdzie mają ludzie pić piwo, jak pod sklepem nie można – prócz oczywiście w serialu „Ranczo". W parku nie można, to gdzie na szybko można ugasić pragnienie – zwłaszcza gorącego lata? Na klatce schodowej? A tu władza przychodzi i wlepia mandat. Osobiście widziałem jak grupa łysych kolesiów piła w parku, a patrol policji z daleka ich obchodził. I to w samym centrum Warszawy. Czas sędziego zmarnowany na rzeczy na pewno istotne dla ukaranego, ale nie dla społeczeństwa!