Zamawianie wyroków przez sędziów Trybunału Konstytucyjnego - opinie prawników

Ważne jest, jaką pracę wykonywali zleceniobiorcy Trybunału Konstytucyjnego – podkreślają rozmówcy „Rzeczpospolitej”.

Aktualizacja: 03.09.2017 22:19 Publikacja: 03.09.2017 18:53

Krystian Markiewicz, prof. Ewa Łętowska, prof. Adam Strzembosz

Krystian Markiewicz, prof. Ewa Łętowska, prof. Adam Strzembosz

Foto: Fotorzepa

„Rzeczpospolita" opisała umowy, w których Trybunał zleca w 2015 r. przegotowanie „projektu orzeczenia" pracownikom Trybunału, ale niebędącym asystentami sędziów. W jednej zleceniobiorcą jest prawnik z Instytutu Nauk Prawnych PAN. ?W umowie z 2 stycznia 2015 r. np. zobowiązano wykonawcę do „zebrania materiałów i przygotowania projektu orzeczenia wraz z analizą prawną i wnioskami" do sprawy K 19/14 prowadzonej przez sędziego TK Stanisława Biernata. To prof. Biernat miał określać szczegółowy zakres prac oraz odebrać dzieło do 28 lutego. Wyrok w tej sprawie zapadł 24 marca 2015 r. Zapytaliśmy innych sędziów orzekających w niektórych z tych spraw, czy wiedzieli o takim wsparciu dla sędziego sprawozdawcy. Odpowiedzieli, że nie.

Stanisław Biernat, wtedy wiceprezes TK, przyznał „Rzeczpospolitej", że kilka razy korzystał z pomocy osób niebędących jego etatowymi asystentami, jedna osoba była zatrudniona w TK, a druga nie.

Z tabeli umów cywilnoprawnych zawartych przez Trybunał w 2015 r. i na początku 2016 r. opublikowanych przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska wynika, że takich umów było sześć. Mają one dotyczyć też m.in. spraw sędziego Zbigniewa Cieślaka, Piotra Tulei i Teresy Liszcz. Ich treści jednak nie znamy.

Adam Strzembosz | pierwszy prezes Sądu Najwyższego w stanie spoczynku

Jak byłem aplikantem sędziowskim, to pisałem uzasadnienia wyroków, a nawet jeden z sędziów zlecał mi przygotowanie projektu wyroku, ale nie sugerował, jaki on będzie, a po sprawie albo go podpisywał, albo wyrzucał do kosza. Nie znam szczegółów, dlaczego i jakim zakresie pracownikom Trybunału zlecano przygotowanie projektów orzeczenia, być może chodziło o jakieś fachowe wsparcie. Jeśli to byli pracownicy TK, to nie widzę w tym nić zdrożnego. Ja w każdym razie z czymś takim się nie spotkałem, wtedy zresztą nie było w sądach nawet asystentów. Co się zaś tyczy zlecenia osobie spoza Trybunału, to lepiej by tego nie było.

Ja z taką praktyką się nie spotkałem i trudno mi ją teraz ocenić.

Prof. Ewa Łętowska | sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku

Nie ma nic nagannego w zlecaniu pomocy researcherskiej przy literaturze i orzecznictwie przydatnej do wydania orzeczenia, w posługiwaniu się np. zamówioną ekspertyzą dotyczącą jakiejś kwestii specjalistycznej. To, co było niewątpliwie nieprawidłowe i nieszczęśliwe w tej sprawie, to sformułowanie zlecenia w formie umowy o dzieło, spowodowane zapewne względami podatkowymi, zusowskimi. To wymagało opisania owego „dzieła", mimo że chodziło zapewne tylko o przygotowanie materiałów do orzeczenia. Był to zatem błąd trybunalskiej biurokracji. Dodam – błąd w Polsce rozpowszechniony: zamiast zawierać umowy-zlecenia, fabrykuje się sztucznie i nieprawidłowo umowy o dzieło. Szkoda, że ten błąd trafia się także w księgowości TK. Sędzia, zwłaszcza sądu wyższego szczebla, może zatem korzystać z pomocy przy szukaniu materiałów, natomiast zamawianie projektu orzeczenia byłoby niedopuszczalne i nie spotkałam się z tym nigdy w ciągu dziewięciu lat orzekania w Trybunale.

Krystian Markiewicz | prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, prof. Uniwersytetu Śląskiego

Sądy i trybunały nie powinny zlecać żadnych opinii na zewnątrz. Zarówno w przypadku Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, jak i sądów powszechnych powinno się zagwarantować taki personel pomocniczy, który jest wystarczający do profesjonalnej pomocy sędziemu. Mowa tu o analizie prawnej i zebraniu potrzebnych materiałów. W chwili obecnej jest on w sądach powszechnych całkowicie niewystarczający. Każda analiza prawna dostarcza argumentów za takim czy innym rozwiązaniem kwestii prawnej.

Chcę jednak z całą mocą podkreślić, że ostatecznie o orzeczeniu decyduje sąd, a nie jakikolwiek asystent czy ekspert.

Antoni Bojańczyk | adwokat, prof. Uniwersytetu Warszawskiego

Sprawa jest wysoce bulwersująca. W Stanach Zjednoczonych tego typu zachowanie oznaczałoby nagły i definitywny koniec kariery sędziego Sądu Najwyższego, któremu „dla przyspieszenia orzekania" przyszłoby do głowy zlecanie pisania projektów wyroków prawnikom z miasta.

Świadczy ona o wewnętrznym „wydrążeniu" tego konkretnego urzędu sędziego Trybunału Konstytucyjnego, którego w istotnej części działalności orzeczniczej zaczynają zastępować arbitralnie dobrane osoby, niemające żadnej legitymacji do rozstrzygania spraw, często dotyczących ogromnych pieniędzy, na dobitkę niepodlegające najmniejszej kontroli ze strony parlamentu czy opinii społecznej.

Ustawa zna wyłącznie jedną formę takiej pomocy: asystentów sędziów TK, których funkcja ma charakter czysto usługowy i jest regulowana przez prawo.

Zlecanie projektów orzeczeń na mieście wiąże się nie tylko z ryzykiem przemycania w tych projektach treści korzystnych dla określonych grup interesów (wszyscy wiemy, jakie znacznie ma jedno słowo w tekście prawnym, pamiętamy dobrze „lub czasopisma"). Dowodzi również w sposób dobitny instytucjonalnej niewydolności całego aparatu asystenckiego w TK – skoro dla rzekomego przyspieszenia orzekania trzeba było za publiczne pieniądze robić jeszcze zlecenia z wolnej ręki.

Wiesław Kozielewicz | sędzia Sądu Najwyższego

Po pierwsze, czas pracy sędziego określonym jest rozmiarem zadań. Najważniejsze dla niego powinno być zadanie, a nie czas, tym bardziej że do pomocy ma asystentów. Jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe zlecanie wykonania określonych czynności sędziego osobom z zewnątrz. To jest jakby prywatyzacja państwa, w tym wypadku jego szczególnej funkcji – sprawowania wymiaru sprawiedliwości. Można sobie wyobrazić zbieranie materiałów, kwerendę orzecznictwa, ale w ramach Trybunału.

Po drugie, sędziowie orzekający w danej sprawie powinni wiedzieć, co to za materiał. Jeśli ja przedstawiam na naradzie sędziowskiej wyrok czy glosę, to mówię, kto jest autorem.

Ciekawe byłoby ustalić, w jakim stopniu te zamówione materiały, opracowania znalazły wyraz w wydanych wyrokach Trybunału.

Ja w każdym razie z takim zewnętrznym wsparciem sędziego nigdy się nie spotkałem.

„Rzeczpospolita" opisała umowy, w których Trybunał zleca w 2015 r. przegotowanie „projektu orzeczenia" pracownikom Trybunału, ale niebędącym asystentami sędziów. W jednej zleceniobiorcą jest prawnik z Instytutu Nauk Prawnych PAN. ?W umowie z 2 stycznia 2015 r. np. zobowiązano wykonawcę do „zebrania materiałów i przygotowania projektu orzeczenia wraz z analizą prawną i wnioskami" do sprawy K 19/14 prowadzonej przez sędziego TK Stanisława Biernata. To prof. Biernat miał określać szczegółowy zakres prac oraz odebrać dzieło do 28 lutego. Wyrok w tej sprawie zapadł 24 marca 2015 r. Zapytaliśmy innych sędziów orzekających w niektórych z tych spraw, czy wiedzieli o takim wsparciu dla sędziego sprawozdawcy. Odpowiedzieli, że nie.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP