M.T.: Z naszej analizy wynika – zastrzegam jednak, że mamy do dyspozycji tylko wiadomości z komunikatów prasowych i przekazów medialnych – że argumenty, które się pojawiają po stronie polskiej, jak np. zagrożenie pożarowe czy zagrożenie bezpieczeństwa ludzi (bo uschnięte drzewa będą spadać na głowy) nie mieszczą się w rozumieniu bezpieczeństwa publicznego w dotychczasowym orzecznictwie TS. Jest orzeczenie TS, które wskazuje, że nawet konieczność zaopatrzenia ludności w wodę pitną nie mieści się w pojęciu bezpieczeństwa publicznego. Są to raczej kwestie stricte związane z suwerennością państwa, funkcjonowaniem jego najważniejszych instytucji, zagrożeniem dla życia ludności (nie pojedynczych ludzi) albo integralności terytorium. Ale rzeczywistość sądowa jest często inna niż medialna, i wszystko zależy od tego, co Polska i KE będą mogły udowodnić.
A czy ma tu zastosowanie zasada proporcjonalności?
M.T.: Tak, rząd będzie musiał udowodnić, że działania te są odpowiednie, właściwe i konieczne dla celu, który ma być osiągnięty. Chodzi o minimalną możliwą ingerencję w obszar chroniony, by osiągnąć zakładane przez państwo dopuszczalne cele, w tym przypadku ochronić bezpieczeństwo publiczne. I tu pojawia się pytanie, czy właściwszym środkiem dla np. ochrony życia ludzi niż wycinka (nawet, jeśli TS uznałby ten argument) w okresie przejściowym nie byłby np. zakaz wstępu do lasu i zabezpieczenie go. W świetle orzecznictwa TS wydaje się, że tak mogłoby być.
I kiedy TS rozstrzygnie tę kwestię?
M.T.: Z informacji prasowych wynika, że ma to się odbyć 11 września br. Ale jest mało prawdopodobne, aby poruszono wtedy temat sankcji pieniężnych za niewykonanie tego poprzedniego postanowienia. Tutaj rozstrzygnie się tylko, czy zabezpieczenie jest zasadne i czy zostanie podtrzymane albo zmienione po wysłuchaniu stron. Natomiast główna sprawa dotycząca Puszczy Białowieskiej zostanie zakończona za ok. półtora roku, chyba że udałoby się tę sprawę rozstrzygnąć w trybie przyśpieszonym – wtedy pewnie ok. 6 miesięcy. Jeśli zostanie stwierdzone uchybienie, trzeba poczekać jakiś czas, czy wyrok zostanie wykonany. Jeśli nie zostanie, Komisja wszczyna postępowanie z art. 260, domagając się kar finansowych. Jest to więc procedura rozciągnięta w czasie.
Natomiast w odniesieniu do postanowienia zabezpieczającego, trzeba pamiętać, że znajdujemy się w sytuacji precedensowej, bo jeszcze nigdy TS nie musiał decydować, czy postanowienie zabezpieczające zostało właściwie wykonane. W związku z tym tak naprawdę nie do końca wiemy, w jakiej procedurze to się powinno odbyć. Spośród kilku możliwych teoretycznych opcji jest jedna, która byłaby najbardziej użyteczna z punktu widzenia Komisji, ale nie wiadomo, czy TS pójdzie w tym kierunku. Polega na tym, żeby uznać, że to postanowienie zabezpieczające jest orzeczeniem, które nie zostało wykonane i od razu domagać się kar pieniężnych na podstawie art. 260 TFUE. Ale to niesie pewne zagrożenie, bo nie wiadomo, czy niewykonanie postanowienia zabezpieczającego można potraktować tak samo, jak niewykonanie wyroku stwierdzającego uchybienie przez państwo członkowskie. Poza tym musi też istnieć forum, na którym TS rozstrzygnie w sposób wiążący, czy to, co rząd polski zrobił w odniesieniu do Puszczy po wydaniu postanowienia, mieści się w wyjątku bezpieczeństwa publicznego, czy nie. Inna opcja to uznanie, że niewykonanie postanowienia jest uchybieniem, co oznacza, że całą procedurę trzeba przeprowadzić od początku, tj. wszcząć najpierw postępowanie z art. 258 TFUE i jeśli TS stwierdzi uchybienie i wyrok nie będzie wykonany, to dopiero nakładać kary pieniężne na podstawie art. 260 TFUE. Także zobaczymy, na którą spośród kilku możliwości zdecyduje się KE.
Jest jeszcze sprawa uchodźców.
P.B.: Ale ona się toczy, można powiedzieć, w „tradycyjnym” modelu. Jest to postępowanie w sprawie niewykonania decyzji Rady, jest już na etapie uzasadnionej opinii, KE przygotowuje się do postępowania złożenia skargi na podstawie art. 258. W międzyczasie zostanie wydany wyrok ws. skarg Słowacji i Węgier (notabene Polska nie złożyła skargi), które wnosiły o stwierdzenie nieważności tej decyzji Rady o relokacji uchodźców. Rzecznik generalny powiedział niedawno, że skargi te powinny zostać oddalone. Ta sprawa bardziej wpisuje się w ogólny spór o niewykonywanie prawa unijnego, ale nie ma charakteru precedensowego, oraz nie powinna być łączona z kwestiami praworządności, ustroju sądów, Trybunału Konstytucyjnego czy puszczy. Jak pokazują statystyki, przeciw Polsce toczy się aktualnie kilkadziesiąt takich postępowań.
M.T.: Tak, to nie jest nic nadzwyczajnego. Państwa często „negocjują” z Komisją, ale starają się uniknąć postępowań przed TS. Generalnie można powiedzieć, że jeżeli ktoś się chce sprzeciwiać wiążącym aktom unijnym, takim jak w sprawie uchodźców, przyjętym przecież przez nikogo innego, jak przez same państwa członkowskie w ramach Rady, to powinien to robić z głową i mieć w zanadrzu dobrą argumentację prawniczą. Natomiast w sprawach, o których mówiliśmy na początku, wyjątkowy jest przedmiot – Trybunał Konstytucyjny, niezależność sędziów.
A w perspektywie mamy jeszcze eskalacje sprawy z reformą sądów i pewnie ustawę o dekoncentracji mediów.
P.B.: Jeśli chodzi o sądy, to przecież prezydent, rząd i posłowie znają treść zalecenia, więc jest ta cienka czerwona linia, której przekroczyć nie powinni. Jeśli chodzi o dekoncentracje mediów to zależy od tego, jakie rozwiązania zostaną przyjęte. Pytanie, czy chcemy konflikt z Unią eskalować.
M.T.: Nie wiemy, jakie ostatecznie będą rozwiązania dotyczące mediów, ale potencjalnie zagrożona jest swoboda przepływu kapitału, usług i swoboda przedsiębiorczości, są pewne dyrektywy w tym zakresie. Mamy też inne zobowiązania międzynarodowe, np.: o ochronie inwestycji i one nakładają też pewne ograniczenia na państwo, które chce w tej kwestii dokonać zmian. Pytanie, czy to, co jest planowane, będzie się mieściło w tym gorsecie przepisów i standardów już wyznaczonych.
Dr Maciej Taborowski i dr Piotr Bogdanowicz są adiunktami w Katedrze Prawa Europejskiego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego