Opinie biegłych są kosztowne - ustawodawca nie przewidział konieczności kontroli

Ustawodawca nie przewidział konieczności kontroli pracy biegłych.

Aktualizacja: 24.06.2018 12:38 Publikacja: 24.06.2018 12:04

Opinie biegłych są kosztowne - ustawodawca nie przewidział konieczności kontroli

Foto: Fotolia

To już dziesiąty artykuł z cyklu opisującego sytuację polskiego wymiaru sprawiedliwości z perspektywy błędów w opiniach sądowych. Bogatsza o doświadczenia ostatnich 14 dni, chcę się podzielić kulisami pewnej sprawy z południa Polski, w której wprawdzie opiniowałam kilka miesięcy temu, ale dopiero teraz znalazła ona swój finał w sądzie. I dopiero teraz mogę ujawnić jej zakończenie.

Właścicielowi firmy został postawiony zarzut sfałszowania, a właściwie antydatowania, kilku dokumentów. Przedmiotem sporu była nieruchomość znacznej wartości (kilku milionów złotych).

Oszustwo stwierdzono na podstawie wykonanej na zlecenie prokuratury opinii sądowej z badania wieku dokumentu. Ponieważ oskarżony wiedział, że nie dokonał żadnego przestępstwa związanego z antydatowaniem (wpisaniem innej daty w dokumencie niż faktyczne jego podpisanie), postanowił walczyć nie tylko o swoje dobre imię, ale przede wszystkim o dorobek całego życia.

Żeby jednak zrozumieć istotę sprawy, należałoby choć w wielkim skrócie poznać i zrozumieć istotę tego rodzaju badań.

Badania wieku dokumentów – założenia

Metodą, którą posługują się dzisiaj w Polsce laboratoria kryminalistyczne, mającą określić wiek dokumentu jest adaptowana (ciągle rozwijana i modyfikowana) metoda Walerego N. Agińskiego.

Wartość opiniodawcza owej metody przy wielu jej ograniczeniach jest wysoka. Założenia metody, najogólniej rzecz ujmując, polegają na określeniu ilości jednej z substancji składowych pasty długopisowej (2-fenoksyetanolu), którą wykonano kwestionowany podpis.

Rozkład składników tuszu przeprowadza się z wykorzystaniem metod fizykochemicznych. Ilość substancji w paście z upływem czasu maleje. Istotą badań jest porównanie starzenia się dwóch próbek pochodzących z tego samego źródła (materiału dowodowego).

Różnica pomiędzy wydajnością ekstrakcji rozpuszczalników atramentowych przed i po wprowadzeniu sztucznego starzenia fragmentu dowodowego zapisu zostaje poddana konfrontacji z wartością progową uzyskaną doświadczalnie. Punktem granicznym dla możliwości określenia wieku dokumentu są 18–24 miesiące, tzn. wnioski formułowane są w ten sposób, że określa się, iż zapis jest starszy lub młodszy niż 18–24 miesiące od momentu badania zapisu (a nie od momentu datowania dokumentu).

Stwierdzenie małej ilości rozpuszczalnika (2-fenoksyetanolu) w paście długopisowej badanego zapisu nie może być jednak kategorycznie, ani nawet w stopniu prawdopodobnym, interpretowane w ten sposób, że dokument jest starszy niż 18–24 miesiące od daty badania. Na szybsze m.in. sieciowanie polimerów ma bowiem wpływ wiele zewnętrznych czynników. Innymi słowy, duże znaczenie mają np. warunki przechowywania dokumentu.

Jeśli zatem dokument zalega w aktach sprawy ponad dwa lata, badania fizykochemiczne przy uwzględnieniu ograniczeń badawczych, o których była wcześniej mowa – nie mają sensu.

Wybaczcie mi państwo, ale to naprawdę było konieczne...

Należy podkreślić, iż badania te obwarowane są wieloma ograniczeniami:

- mają charakter badań niszczących (nieodwracalnie);

- nie dają możliwości wnioskowania kategorycznego, lecz jedynie graniczne wskazanie (punktem granicznym jest okres 18–24 miesięcy);

- badania nie pozwalają kategorycznie potwierdzić datowania dokumentu zgodnie z widniejącą na nim datą;

- do ich przeprowadzenia niezbędny jest wysoko specjalistyczny sprzęt (np. chromatograf gazowy);

- wymagają dużego doświadczenia i wiedzy od eksperta je przeprowadzającego.

Wróćmy do biznesmena z południa Polski

Bogatsi w taką specjalistyczną wiedzę, wróćmy do biznesmena z południa Polski. Dopiero kiedy został przesłuchany w charakterze podejrzanego i przedstawiono mu w prokuraturze zarzuty, zrozumiał powagę i grozę sytuacji. Zeznania oskarżonego nie zostały uznane za wiarygodne, ponieważ prokuratura dysponowała opinią biegłych sądowych, w której jednoznacznie wskazano, choć nie wykazano, fałszerstwo dokumentów poprzez ich antydatowanie.

Zanim powstała opinia, o której mowa, prokuratura zasięgnęła opinii jednej z najstarszych państwowych instytucji wykonujących opinie kryminalistyczne w Polsce. W odpowiedzi jeden z ekspertów tejże instytucji stwierdził, że dokument nie spełnia kryteriów metodyki badawczej, ponieważ podpisy nakreślono innym niż długopis narzędziem pisarskim, ponadto dokument w aktach zalega już dwa lata, więc wykonanie badań po takim czasie od momentu zatrzymania dokumentów przez organ procesowy jest po prostu bezcelowe. Pomimo takiego stanowiska instytucji państwowej prokuratura zasięgnęła opinii biegłych sądowych – firmy X Sp. z o.o.

Wobec nieoczekiwanych przez samego oskarżonego wyników opinii firmy X Sp. z o.o. na wniosek obrońcy sąd wydał postanowienie o powołaniu kolejnego biegłego. Zatoczył koło i wrócił do tej samej państwowej instytucji, która informowała od samego początku sprawy o bezcelowości takich badań. Po przekazaniu materiałów do badań eksperci instytucji wykazali i udowodnili: w przypadku części podpisów brak możliwości przeprowadzenia badań, w stosunku do reszty podpisów – brak w ich składzie substancji niezbędnej do jakiegokolwiek opiniowania, co uniemożliwia wypowiedzenie się w kwestii antydatowania dokumentu.

Należałoby dodać, że firma X Sp. z o.o., która opiniowała w tej sprawie, wykazała w paście długopisowej obecność substancji chemicznej, która według niej ma duże znaczenie dla możliwości wykazania czasu datowania (powstania) dokumentu. Niestety, jest to wyłącznie subiektywna, niepoparta żadnymi zewnętrznymi badaniami ocena substancji.

W poczuciu nieomylności i misji...

Stosowana do badania wieku dokumentów metodologia jest stosunkowo nowa i ulega ciągłej ewolucji i modyfikacjom, przede wszystkim samego jej twórcy Walerego Agińskiego. Pewne odchylenia standardowe w badaniach skutkują tym, iż różni biegli, eksperci, firmy zajmujące się wykonywaniem ekspertyz próbują stosować własne metody, rozwiązania, głównie opierając się na możliwościach dostępu do sprzętu oraz własnych umiejętnościach. Czasem opierając się na poczuciu własnej nieomylności, geniuszu oraz pełnienia misji.

Zastosowane przez firmę X Sp. z o.o. rzekome metody badawcze nie zostały zwalidowane przez inne ośrodki badawcze. Nie zostały poprawnie przez inne jednostki przebadane pod względem metodycznym, tym samym powinny być uznane za mało wiarygodne lub wręcz kategorycznie odrzucone.

Wydaje się oczywiste, że metodologia badawcza wykorzystana podczas badań, którą posłużyli się biegli do wykonania opinii, powinna być wystandaryzowana, sprawdzalna, oparta na schematach badawczych określonego rodzaju badań. Tymczasem co chwila pojawiają się doniesienia o nowatorskich metodach, które stanowią podstawę wydania opinii. Niestety, zdarza się i tak, że biegły wezwany przez sąd do ujawnienia szczegółowej metodologii badań, którą się posłużył, zasłania się „tajemnicą handlową/przemysłową" przedsiębiorstwa (np. jednoosobowej firmy).

Można zatem śmiało zaryzykować stwierdzenie, że niesprawdzalność metod stosowanych przez biegłych jest istotnym uchybieniem lub zaniechaniem ze strony organów zamawiających ekspertyzy (sąd, prokuratura, policja).

Spotkałam się z licznymi przypadkami opinii sporządzanych przez biegłych sądowych od spraw rekonstrukcji wypadków drogowych, technicznych badań dokumentów, badań fizykochemicznych, w których powoływano się na nieznaną nikomu innemu oprócz biegłego, który opinię wykonał, metodologię. Jeśli zatem zastosowana metodologia jest niesprawdzalna, to jakie zaufanie możemy mieć do wyników pracy biegłego, który oparł na niej swoje wnioski?

Biegli często nie ujawniają wszystkich danych, obliczeń ani założeń, które stanowiły podstawę wydania ekspertyzy. Nikt nie żąda od nich udostępniania wszystkich badań cząstkowych, nawet gdy strona postępowania o to wnosi.

Powoływanie się zatem na nowatorskie, „inne" metody badawcze w połączeniu z brakiem możliwości sprawdzenia wyników badań tworzy kombinację wręcz niemożliwą do pokonania przez zwykłego Kowalskiego. Połączenie to paraliżuje wymiar sprawiedliwości w kontekście możliwości wykorzystania/dopuszczenia opinii jako dowodu w sprawie. Słusznie zatem zauważył jeden z ekspertów, iż sytuacja taka stwarza ogromne pole do nadużyć.

Niestety, ustawodawca nie przewidział konieczności kontroli pracy biegłych i w żadnej z ustaw karnoprocesowych nie ma przepisów dotyczących procedur kontrolnych ukierunkowanych na sprawdzalność wyników badań. Innymi słowy, na sprawdzalność jej rzetelności. Kodeks normuje jedynie sytuację, gdy opinia jest niepełna lub niejasna albo gdy zachodzi sprzeczność w samej opinii lub między różnymi opiniami w tej samej sprawie (art. 201 kodeksu postępowania karnego). Wówczas wzywany jest ponownie ten sam biegły lub powoływany inny. Przepisy funkcjonujące od kilkudziesięciu lat niestety nie przystają do rzeczywistości, także w zakresie kontroli nad badaniami biegłych.

Wracając do biznesmena z południa Polski, sprawa zakończyła się dla niego pozytywnym rozstrzygnięciem sądu (wyrokiem). Zanim jednak do tego doszło, w sprawie powołano kilkunastu biegłych, wydanych zostało kilkanaście opinii, koszty poniósł i Skarb Państwa, i sam oskarżony, sprawa toczyła się sześć lat, w sumie odbyło się kilkadziesiąt rozpraw – a wszystko za sprawą niesprawdzalności nowatorskiej metody (na marginesie, czy to już koniec tej sprawy?).

Dziękuję za komentarze i słowa zrozumienia dla tematyki, którą poruszam na tych łamach. Zagadnienie jest interesujące dla wielu czytelników, słowa wsparcia dla projektu SCIENTII płyną z wielu środowisk.

Na pewno temat będzie kontynuowany, m.in. na jesiennej konferencji „Biegły w wymiarze sprawiedliwości" – drugiej z cyklu poświęconej biegłym.

Już dzisiaj zachęcam państwa do śledzenia strony internetowej Stowarzyszenia Biegłych Sądowych SCIENTIA (www.stowarzyszeniebieglych.org), która jest głównym organizatorem wydarzenia.

Autorka jest wykładowczynią Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie, współzałożycielką Polskiego Stowarzyszenia Biegłych Sądowych i wolontariuszką Fundacji Ubi Societas Ibi Ius

To już dziesiąty artykuł z cyklu opisującego sytuację polskiego wymiaru sprawiedliwości z perspektywy błędów w opiniach sądowych. Bogatsza o doświadczenia ostatnich 14 dni, chcę się podzielić kulisami pewnej sprawy z południa Polski, w której wprawdzie opiniowałam kilka miesięcy temu, ale dopiero teraz znalazła ona swój finał w sądzie. I dopiero teraz mogę ujawnić jej zakończenie.

Właścicielowi firmy został postawiony zarzut sfałszowania, a właściwie antydatowania, kilku dokumentów. Przedmiotem sporu była nieruchomość znacznej wartości (kilku milionów złotych).

Pozostało 94% artykułu
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona