Na 9,5 tys. orzekających dziś sędziów przypada 3,6 tys. asystentów. Z prostego rachunku wynika, że na jednego sędziego przypada 2,6 asystenta. W praktyce jest dużo gorzej. W dodatku z raportu przygotowanego przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości na temat wpływu instytucji asystenta na szybkość pracy sędziów sądów okręgowych wynika, że nie każdy sędzia wsparty pomocą asystenta jest bardziej wydajny. Powód? Trzeba zmienić model instytucji asystenta tak, by odciążony sędzia zaoszczędzony czas poświęcił na prowadzenie innych postępowań.
Wsparcia nie widać
Z opublikowanego właśnie raportu wynika, że przeciętnie w wydziałach cywilnych pierwszoinstacyjnych sądów okręgowych na jednego sędziego przypada 0,5 asystenta (jeden asystent na dwóch sędziów), a jeden statystyczny sędzia załatwia rocznie ok. 211 spraw procesowych. Z pilotażowego badania wynika, że zaangażowanie w realizację sprawy (procesowej, rozpoznawanej w SR) asystenta uwalnia około 42 minut pracy sędziego, a to uwolnienie odbywa się kosztem przeciętnego zaangażowania w sprawę asystenta w wymiarze 4,5 godziny na przykładzie pionu cywilnego sądu rejonowego. Jak to obliczono? Otóż czas jednostkowy pracy sędziego bez pomocy asystenta nad sprawą w sądzie rejonowym oszacowano na 2,4 godziny – zaś z jego pomocą na 1,7 (oszczędność 0,7 godziny).
Badania poszły jeszcze dalej. Po przyjęciu sugerowanej etatyzacji dwóch sędziów na asystenta maksymalny wzrost efektywności sędziego wyniósł 7,5 proc. To niewiele – czytamy w podsumowaniu. Zdaniem Kamila Jońskiego, autora, jednak wyników tych nie należy interpretować jako podważenia roli asystenta w systemie sądownictwa powszechnego. – To raczej potrzeba reformy funkcjonowania tej instytucji – uważa.
Wśród sędziów łatwo znaleźć można zarówno zwolenników i przeciwników instytucji asystenta.
Do grona pierwszych należy sędzia Krystian Markiewicz: – Dobry asystent to skarb – mówi. Nie dziwią go jednak słabsze wyniki poprawy szybkości orzekania sędziego wzmocnionego asystentem.