Przypadek sprawił, że kilkanaście lat temu wystąpiłem jako sędzia-obrońca koleżanki w postępowaniu dyscyplinarnym. I to w obu instancjach. Od tego czasu zdarzyło mi się kilkanaście razy wejść w taką rolę. Stąd moje zainteresowanie tematyką. Do rzeczy jednak.
Podstawą odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziego jest art. 107 ust. 1 ustawy o ustroju sądów powszechnych. Stanowi on, że „za przewinienia służbowe, w tym za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa i uchybienia godności urzędu (przewinienia dyscyplinarne), sędzia odpowiada dyscyplinarnie".
Oczywista i rażąca obraza prawa to np. tymczasowe aresztowanie obywatela bez podstaw prawnych i faktycznych.
Druga przesłanka jest bardziej enigmatyczna: uchybienie godności urzędu. Nie ma sporu, że sędzia awanturujący się publicznie pod wpływem alkoholu wypełnia to znamię deliktu dyscyplinarnego, ale czy sędzia żywiołowo protestujący przeciw przeszukaniu klienta marketu przez niemającą do tego prawa ochronę także?
Sądem dyscyplinarnym w pierwszej instancji był sąd apelacyjny miejsca orzekania obwinionego, w drugiej instancji Sąd Najwyższy. Sędziów dyscyplinarnych losowano spośród wszystkich sędziów danego sądu. Przewodniczył składowi sędzia karnista. Wynikało to z procedury, która w kwestiach nieuregulowanych ustawą o ustroju sądów powszechnych nakazywała stosować odpowiednio przepisy k.p.k.