Urząd sędziego nie jest zwykłą profesją. Liczy się nie tylko znajomość prawniczej sztuki, ale i żelazna etyka, nieskazitelność. To ona daje legitymacje do sądzenia. Sprawia, że obywatele rzadko otwarcie się buntują przeciwko wyrokom. Mają bowiem poczucie, że wydają je ludzie sprawiedliwi, innych system bowiem eliminuje.
W mojej ocenie sędzia, który coś ukradł, przymiot bycia sprawiedliwym utracił na zawsze. I nie ma znaczenia, czy chodzi o przedmiot za 10 gr, 8 zł, czy 10 tys. Jego przyszłe wyroki, bez względu na to, jakie będą, zawsze będą naznaczone tym piętnem. Nie chciałbym, aby sprawiedliwość w mojej sprawie wymierzał taki sędzia. Szkoda, że perspektywy tych, którzy stają przed obliczem Temidy, nie wziął pod uwagę SN.
Jest też ważna perspektywa społecznego odbioru tego wyroku w sytuacji olbrzymiego konfliktu władzy politycznej z sądowniczą. PiS, forsując reformy, zbudował opartą na jednostkowych przykładach narrację zamkniętej kasty, pozbawionej kontroli i chroniącej swoje występki. Jak po tym orzeczeniu krytykować powołanie w SN nowej izby dyscyplinarnej z udziałem ławników?
To zresztą nie pierwsza taka sprawa, która może wskazywać, że w sędziowskim systemie dyscyplinarnym coś nie działa, że społeczne rozumienie czynu, występku rozmija się z jego rozumieniem przez sąd. To nie jest dobra sytuacja, bo Temida nie funkcjonuje w próżni, ale w społeczeństwie.
W lutym SN zmienił inny wyrok sądu dyscyplinarnego i uniewinnił sędziego, który zabrał 50 zł ze sklepowej lady na stacji benzynowej. A słuchając używanej przed sądem argumentacji, że sędzia był roztargniony, przepracowany i w ogóle miał nawet problem, żeby trafić na salę rozpraw, gdzie odbywał się jego proces – chciało się siąść i zapłakać.