Owszem, liczona w złotówkach kara wyniesie jakieś 50 tysięcy. Żaden zwykły obywatel nie zostałby tak surowo ukarany. Groziłoby mu za to pewnie 100 zł mandatu. Ale z drugiej strony tym wyrokiem Sąd Najwyższy właśnie zezwolił na to, aby sędzią była osoba, którą można nazwać złodziejem. To ogromny cios wizerunkowy dla Trzeciej Władzy, która dotąd skutecznie mogła odpierać zarzuty niesłusznie stawiane jej np. w kampanii Sprawiedliwe Sądy.

Wyrok tym trudniej zrozumieć, że zupełnie niedawno ten sam Sąd Najwyższy – choć w innym składzie – uniewinnił sędziego Mirosława Topyłę z Żyrardowa obwinionego o zabranie z lady stacji paliw banknotu 50 zł. Topyła tak samo jak sędzia ze Szczecina w pierwszej instancji został wydalony z zawodu. SN w jego wypadku uznał jednak, że nie była to kradzież, a przypadek spowodowany roztargnieniem. Sąd jasno mówił, że nie ma możliwości by sędziowski łańcuch z orłem nosił ktoś, kto dopuścił się zuchwałej kradzieży – bo tak należałoby zakwalifikować ten czyn.

Ale w wypadku sędziego ze Szczecina SN nie stwierdził omyłki, roztargnienia czy innej podobnej sytuacji. Ocenił jedynie, że kara usunięcia z zawodu była zbyt surowa za coś tak drobnego. Czy na pewno? Czy gdyby osoba skazana za takie wykroczenie miała zostać asesorem, a potem sędzią, ktokolwiek wyraziłby na to zgodę? Z pewnością minister sprawiedliwości i Krajowa Rada Sądownictwa stwierdziłyby, że taki ktoś nie ma moralnych kwalifikacji do bycia sędzią. Idę o zakład, że tak by powiedział każdy minister i każda KRS – niezależnie od tego, kto pełniłby te funkcje.