To do nich trafia najwięcej spraw i to tam są załatwiane sprawy obywateli. Sposób zaś i tempo ich procedowania przekłada się na opinie społeczeństwa o wymiarze sprawiedliwości.

Niedawno SN orzekł, że sędzia ma tak zorganizować swoją pracę, by nie było zaległości, a jeśli trzeba, ma pracować też w weekendy. Jeden ze stołecznych sędziów, komentując ten wyrok, powiedział, że już nie pamięta weekendu bez pracy. Problem w tym, że sędzia nie ma wpływu na to, ile spraw do niego trafia. A jest ich coraz więcej. Z najnowszych danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że średnio jeden sędzia w sądzie rejonowym w 2017 r. miał 995 spraw. Wychodzi więc na to, że orzekał dzień i noc.

Może czas, by ministerstwo zadbało o to, na co ma wpływ, czyli na odpowiednią obsadę sądów. Od kiedy resortem kieruje Zbigniew Ziobro, ponad 500 etatów jest nieobsadzonych. Jeśli celem ministra jest zwycięstwo polskich sędziów w międzynarodowym rankingu na największe obciążenie pracą, to może dalej te etaty przetrzymywać. Nie wiem tylko, czy z tego zwycięstwa zadowoleni będą obywatele.

Owszem, niemal tysiąc spraw na jednego sędziego rocznie, podobnie jak niemal 3 tys. konsultacji rocznie na lekarza – robi wrażenie. Miano najszybciej badającego lekarza nie świadczy jednak o tym, że leczenie jest najlepsze na świecie, podobnie jak miano najszybciej orzekającego sędziego nie świadczy o jakości werdyktów.

Panie ministrze, potrzebna jest szybka reakcja. Nie ma na co czekać. Bo czekają petenci w sądach. Zależy im na szybkim załatwieniu sprawy, ale przede wszystkim na sprawiedliwym wyroku. By taki wydać, trzeba czasu, a tego sędziom brakuje. Trzeba ich odciążyć. Może to dobry moment, by pokazać projekt o sędziach pokoju. Podobno od roku jest gotowy. Koniec wieńczy dzieło – mawiał Owidiusz.