Nowa KRS. Sukces czy porażka?

Liczy się jakość, a nie ilość kandydatów do Rady.

Aktualizacja: 18.02.2018 13:38 Publikacja: 18.02.2018 09:43

Nowa KRS. Sukces czy porażka?

Foto: Fotolia.com

Toczy się procedura powoływania nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Do ostatniej chwili trwały dziennikarskie zakłady, czy liczba kandydatów będzie przekraczała 15 członków wybieranych spośród sędziów. W końcu okazało się prawie oficjalnie (ponieważ nie ma jeszcze urzędowej listy kandydatów), że kandydatów jest 18.

Tym samym wiele mówiący spokój przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości okazał się proroczy. Na wstępnym etapie mimo apeli stowarzyszeń sędziowskich wybory nie zostały sparaliżowane. Pamiętać jednak należy, że nie o to chodziło w tych apelach. Ich celem było uświadomienie wszystkim, w jakim momencie historii się znajdujemy, i tego, że nadszedł „czas honoru", jasnych odpowiedzi na być może trudne dla niektórych pytanie, czy stanąć po jednej stronie z ludźmi, którzy popierali żenującą kampanię szkalującą sędziów i sądy, którzy z fałszywym uśmiechem próbują uzasadnić łamanie konstytucji, dla których argument siły parlamentarnej jest stokroć ważniejszy niż siła argumentów.

Licytacja wiedzie na manowce

Czy apele te odniosły skutek, skoro znalazło się tych 18 sędziów kandydatów? Oczywiście można wysuwać argumenty statystyczne, że 18 kandydatów to tylko znikomy procent ponaddziesięciotysięcznego korpusu sędziowskiego. Inni mogą z przekąsem przekonywać, że każdy z tej osiemnastki musiał zostać poparty przez 25 sędziów, a więc liczba zaangażowanych w wybory już urosła do 450. W odpowiedzi na to z kolei pozostaje zawieszone w powietrzu pytanie, czy czasami przynajmniej niektórych kandydatów nie popierały te same osoby, a widoczny ministerialny klucz ich pochodzenia nie będzie miał odbicia w listach zorganizowanego wzajemnego poparcia.

Widać więc, że licytowanie się na sukcesy i porażki wiedzie na manowce, ponieważ znikają z pola widzenia inne ważne kwestie.

Oczywiście zanim o tym będzie mowa, nie można pominąć tego, co zwykło kończyć każdą refleksję dotyczącą Krajowej Rady Sądownictwa. „Ceterum censeo...".Nowe ciało w niczym nie będzie przypominało istniejącego organu konstytucyjnego i żadna nazwa, do złudzenia podobna do poprzedniej, nie powinna nikogo wprowadzać w błąd.

Niech się pokażą

Powstaje twór, który w polskich warunkach będzie narażony na nieustanną presję polityczną i instrumentalnie traktowany przez tych, którzy aktualnie utożsamiać się będą z „większościowym suwerenem". Dlatego nie można porównywać jego konstrukcji z podobnymi organami w innych państwach, o wypracowanej kulturze trójpodziału władzy.

To bardzo ważne i należy cały czas o tym przypominać, żeby, parafrazując Kisiela, nie urządzać się w tym miejscu, w którym, co jasne, się znaleźliśmy.

Wracając jednak do zasadniczego tematu liczby kandydatów, to dla oceny stosunku środowiska sędziowskiego do projektu nowej Rady nie ma znaczenia ilość, ale jakość kandydatów.

Przecież gdyby nagle okazało się, że kandyduje 15 sędziów Stanisławów Zabłockich (proszę mi wybaczyć, Panie Prezesie, to zestawienie), to można by jasno powiedzieć, że ta ułomna Rada ma legitymację autorytetu, mimo, że liczba kandydatów byłaby równa liczbie wolnych miejsc. Tak więc tu o jakość chodzi, a nie o ilość.

Ponieważ nie ma oficjalnej listy kandydatów, nie można mówić o jakości lub jej braku, ale należy odnotować, że medialne przecieki nie nastrajają optymistyczne. Padają nazwiska osób bądź blisko lub bardzo blisko związanych z władzą wykonawczą, bądź karanych dyscyplinarnie. Aby więc przekonać się o tym, czy wybory do nowej Rady spotykają się z uznaniem środowiska sędziowskiego, czy sędziowie tę Radę będą traktowali jako rzeczywiście „stojącą na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziowskiej", trzeba poznać jakość kandydatów.

Dlatego więc należy apelować, aby kandydaci wystąpili w jakiejś dobrowolnej formie przesłuchania publicznego, aby mogli zaprezentować swoje poglądy właśnie na niezawisłość i niezależność. Żeby mogli w błysku fleszów odpowiedzieć na pytania, czy godne kandydata do formalnie konstytucyjnego organu państwowego jest zbieranie podpisów z wykorzystaniem mieszaniny zależności służbowej i towarzyskiej, jak było w jednym z sądów z południa Polski.

Czy prawdomówność, także w publicznych wypowiedziach na ten temat, ma znaczenie dla zaufania, jakim mają być obdarzeni?

Czy wyroki dyscyplinarne stanowią obciążenie czy atut? Czy długoletnia praca urzędnika ministerialnego nie stoi na przeszkodzie dalszemu wykonywaniu służby sędziowskiej w takim organie?

Bez odpowiedzi na te pytania nie zrozumiemy, czy w tej tragicznej dla sądownictwa sytuacji przejęcia kontroli przez polityków jest choć promyczek nadziei. Czy mizerna ilość kandydatów idzie w parze z mizerną jakością? Nie znamy bowiem ich motywacji, która wprawdzie nie może zmienić negatywnej oceny faktu poddania się politycznemu targowi, co nie przystoi sędziom, ale może w jakimś stopniu wytłumaczyć ten krok.

Ewentualne milczenie odpowie, że nowa instytucja będzie atrapą, a jej członkowie tylko kukiełkami, którym nie zależy, aby którykolwiek z sędziów się z nimi utożsamiał.

Autor jest doktorem nauk prawnych, sędzią Sądu Okręgowego w Krakowie oraz członkiem Stowarzyszenia Sędziów Themis

Toczy się procedura powoływania nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Do ostatniej chwili trwały dziennikarskie zakłady, czy liczba kandydatów będzie przekraczała 15 członków wybieranych spośród sędziów. W końcu okazało się prawie oficjalnie (ponieważ nie ma jeszcze urzędowej listy kandydatów), że kandydatów jest 18.

Tym samym wiele mówiący spokój przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości okazał się proroczy. Na wstępnym etapie mimo apeli stowarzyszeń sędziowskich wybory nie zostały sparaliżowane. Pamiętać jednak należy, że nie o to chodziło w tych apelach. Ich celem było uświadomienie wszystkim, w jakim momencie historii się znajdujemy, i tego, że nadszedł „czas honoru", jasnych odpowiedzi na być może trudne dla niektórych pytanie, czy stanąć po jednej stronie z ludźmi, którzy popierali żenującą kampanię szkalującą sędziów i sądy, którzy z fałszywym uśmiechem próbują uzasadnić łamanie konstytucji, dla których argument siły parlamentarnej jest stokroć ważniejszy niż siła argumentów.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona