Maciej Czajka: konsekwencje nieobsadzonych etatów sędziowskich

Truizmem wydaje się stwierdzenie, że z pustego i Salomon nie naleje. Czasami jednak forsowany jest pogląd, że gdyby się postarał i lepiej zaplanował swoją pracę, trochę bardziej się do niej przyłożył, to na pewno by nalał i z pustego.

Publikacja: 21.01.2018 08:00

Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Zacytowane powiedzenie nawiązuje przecież do biblijnego mędrca, symbolu sprawiedliwego rozstrzygania sporów. Podany dalej pogląd odnosi się z kolei do wymierzania sprawiedliwości przez polskie sądy i jest głoszony przez wielu, w tym reprezentantów Ministerstwa Sprawiedliwości.

„Oddzwonię, jak skończę"

A przecież trudno wymierzać sprawiedliwość, gdy nie ma kto tego robić, a jeżeli już, to liczba spraw przerasta możliwości pojedynczego sędziego, a śmiem twierdzić, także króla Salomona.

Dotychczasowe nieobsadzanie etatów powoduje, że z braków, niczym w niekontrolowanej reakcji jądrowej, powstają kolejne, coraz to bardziej niebezpieczne skutki – zbyt wiele spraw do rozpoznania przez jednego sędziego, brak możliwości starannego przygotowania się do wydania wyroku, przewlekłość postępowania, błędy wymuszone pośpiechem i właśnie ogromem pracy, a na końcu to co, jest porażającym wybuchem atomowym – możliwy niesprawiedliwy wyrok.

Czy bowiem 500 lub 700 spraw cywilnych różnego rodzaju powierzonych jednemu sędziemu, jak w dużych ośrodkach miejskich, ma szansę doczekać się sprawiedliwego, szybkiego wyroku? Na pewno, tylko że coraz mniejszą. To powoduje frustrację obywateli, którzy słusznie zakładają, że przedstawiciele organów państwa powinni grać w jednej drużynie, ale nie dostrzegają, że to zarządzający sądami na szczeblu centralnym, zamrażając kolejne etaty, sami doprowadzają do tej frustracji.

Nieobsadzanie kolejnych etatów powoduje także frustrację sędziów, tracących poczucie sensu swojej pracy. Są jak Syzyf z kapitalnego rysunku Andrzeja Mleczki, który tocząc swój kamień, mówi do telefonu: „Oddzwonię, jak skończę".

To tylko najbardziej oczywiste konsekwencje zaniechań przedstawicieli ministerstwa.

Jak ufać łamiącemu konstytucję?

Można jednak wskazywać kolejne skutki, widoczne po przeanalizowaniu przepisów ustawy i zestawieniu ich z akcją „faksowych" odwołań prezesów sądów.

Racjonalnością wykorzystania kadr, wymienioną w art. 20a ustawy o ustroju sądów powszechnych, można przykryć wszystkie inne cele nieobsadzania etatów sędziowskich.

Jeszcze w tekście jednolitym ustawy z 19 grudnia 2016 r. znajdował się zapis, że „minister sprawiedliwości, w terminie nie dłuższym niż 30 dni (...), przydziela stanowisko do danego albo innego sądu albo stanowisko znosi" (art. 20a § 2 przed zmianami). W wyniku zmian ustawy dokonanych niesławną nowelą lipcową zapis ten zniknął. Tak więc minister ma pełną dowolność czasową dysponowania etatami. Ma też pełną i niekontrolowaną możliwość kształtowania zasobów kadrowych poszczególnych sądów, zarówno w wyborze zasilanego sądu (a nawet wydziału!!!), jak i w czasie, w którym to ma nastąpić. Na mocy nowych przepisów dostał również pełnię władzy nad osobami mianowanymi na stanowiska asesorów, które następnie przekształcają się z mocy prawa w stanowiska sędziowskie (art. 20a § 3 usp), a także możliwość faktycznego wyłączenia powszechnie dostępnych konkursów na to stanowisko.

Niemal wszechwładność ministra sprawiedliwości, a w praktyce urzędników przygotowujących odpowiednie analizy i projekty decyzji, powoduje, że los sądu czy konkretnego prezesa może zależeć od tych ludzi, być pieczętowany obsadzeniem lub nieobsadzeniem wakujących stanowisk. Przecież z pustego i Salomon nie naleje, ale z pełnego – to inna sprawa.

Nawiązując do piłkarskiej analogii profesora Matczaka dotyczącej reguł sędziowania meczów piłkarskich, można powiedzieć, że minister jest jak prezes klubu, który nielubianym trenerom każe grać w dziewiątkę przeciwko jedenastce, a następnie zwalnia ich za słabe wyniki. Po czym zatrudnia zaufanego trenera i wyrównuje braki w składzie, a nawet na ławce rezerwowych. Następnie ogłasza wszem i wobec wielki sukces swoich reform i niezwykłą skuteczność nowo powołanego trenera-prezesa, wspartego wyselekcjonowanymi asesorami.

Separacja to nie konfrontacja

Skuteczne zarządzanie państwem i jego harmonijny rozwój, respektowanie praw i wolności obywatelskich wymagają współpracy poszczególnych władz w zaufaniu do siebie. Separacja władz nie może oznaczać dążenia do konfrontacji. Dlatego oczywiście władza wykonawcza, w tym minister sprawiedliwości, musi brać udział w tworzeniu warunków właściwego funkcjonowania sądownictwa. Do tego muszą być odpowiednie regulacje, które są bezpiecznikami ustawowymi, ale i zaufanie między przedstawicielami władz w korzystaniu z przynależnych kompetencji.

Niestety, brakuje i pierwszego, i drugiego. Pierwsze, czyli bezpieczniki, zostały wykręcone już w lipcu, a drugie – zaufanie – jest z dnia na dzień mniejsze. Czy jednak można ufać komuś, kto ostentacyjnie opowiada się za łamaniem najważniejszej umowy będącej podstawą funkcjonowania państwa – konstytucji? ?

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Krakowie w III Wydziale Karnym, doktorem nauk prawnych i członkiem Stowarzyszenia Sędziów Themis

Zacytowane powiedzenie nawiązuje przecież do biblijnego mędrca, symbolu sprawiedliwego rozstrzygania sporów. Podany dalej pogląd odnosi się z kolei do wymierzania sprawiedliwości przez polskie sądy i jest głoszony przez wielu, w tym reprezentantów Ministerstwa Sprawiedliwości.

„Oddzwonię, jak skończę"

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów